Talenty są wśród nas

Dyrektor Waldemar Dąbrowski o obowiązkach Teatru Wielkiego – Opery Narodowej wobec rodzimych kompozytorów i o tym, jak trudno powstają nowe utwory sceniczne.

Publikacja: 12.04.2013 15:59

Talenty są wśród nas

Foto: archiwum Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, Jarek Mazurek Jarek Mazurek

Jak czuje się dyrektor teatru, zamawiając operę u współczesnego kompozytora?

Waldemar Dąbrowski: Ma świadomość, że decyduje się na trudne działania, ale jednocześnie czuje, że spełnia swoją powinność. Misją instytucji narodowej jest dbanie o sztukę współczesną. Nie nam oceniać, co z niej pozostanie i jakim sędzią okaże się czas. Gdybyśmy wychodzili z założenia, że to, co nam się dziś podoba, ma wartość obiektywną, wiele arcydzieł w ogóle by nie przetrwało. Wiemy dobrze z historii opery, ile znakomitych utworów poniosło klęskę na prapremierze, a te, którymi zachwycała się publiczność, dziś są kompletnie zapomniane. Mam więc poczucie obowiązku poszukiwania talentów, bo one są wśród nas i trzeba im pomagać. A gdyby Opera Narodowa nie zamawiała utworów u dzisiejszych kompozytorów, tworzyłaby bolesną lukę w historii polskiej kultury.

Ale czy łatwo jest namówić kompozytora na napisanie opery?

Z reguły po naszej propozycji następuje długi namysł, a czasem wręcz odmowa. Henryk Mikołaj Górecki na przykład kategorycznie odżegnywał się od takiego pomysłu.

Inni, jak na przykład Eugeniusz Knapik, komponują potem przez lat kilkanaście.

Ale jego „Moby Dick" wreszcie powstał i pokażemy tę operę w następnym sezonie. Eugeniusza Knapika pochłonęły obowiązki rektorskie w Akademii Muzycznej w Katowicach i budowa tamtejszego centrum muzycznego, jest więc usprawiedliwiony. Generalnie jednak powstawanie nowej opery jest żmudnym procesem.

A może Opera Narodowa ze swą tradycją i największą sceną na świecie onieśmiela kompozytorów?

Być może. Świadomy artysta ma poczucie ciężaru historii oraz pozycji tej instytucji. Natomiast my nie narzucamy kompozytorom określonych wymagań. Wybór formy zależy wyłącznie od nich. W przypadku „Qudsji Zaher" Pawła Szymańskiego czy „Moby Dicka" Eugeniusza Knapika mamy do czynienia z dziełami pełnymi rozmachu, choć całkowicie odmiennymi od siebie w fakturze muzycznej. Faktem jest jednak, że wielu twórców preferuje utwory bardziej kameralne, tak więc niełatwo będzie pozyskać kolejną nową operę, którą można by wystawić w Sali Moniuszki.

Teatr szuka dziś innych przestrzeni niż tradycyjna sala ze sceną i widownią.

Z całą pewnością i majowa premiera „Projektu 'P'" będzie tego dowodem. Sam jestem ciekaw jej efektu artystycznego. To, co zamierza zaprezentować Wojtek Blecharz, wydaje się bardzo oryginalne, choć nie jest to propozycja do powielania przez innych.

Cykl „Terytoria" stał się interesującą ofertą dla kompozytorów i widzów?

„Terytoria" to niejako autorski program Mariusza Trelińskiego, bardzo mu kibicuję. Uważam, że obok głównego nurtu operowego i baletowego musi istnieć takie pole dla ekspozycji poszukiwań artystycznych. Chcemy przyciągać twórców młodych, niespokojnych, mówiących własnym językiem. I to się nam udaje. Od początku wierzyłem też w powodzenie u widzów tego cyklu. Warszawa ma swoją muzyczną specyfikę, festiwal Warszawska Jesień wychował przez lata szczególny rodzaj publiczności.

Jacy kompozytorzy pojawią się w Operze Narodowej w następnych sezonach?

Ciągle dopracowujemy różne pomysły, na razie za wcześnie, by je ujawniać. Nastąpi z pewnością kontynuacja „Projektu 'P'", pokażemy nigdy nie wystawianą operę Andrzeja Czajkowskiego „Kupiec wenecki" według Szekspira. Inscenizacja powstaje w koprodukcji z festiwalem w Bregencji i tam będzie miała latem premierę.

A czy uda się namówić Krzysztofa Pendereckiego, by wreszcie skomponował coś specjalnie dla Opery Narodowej?

To bardzo prawdopodobne. Na razie cieszę się z nowej wersji „Diabłów z Loudun", które wystawimy na 80. urodziny Krzysztofa Pendereckiego. Kompozytor zasadniczo zmienił instrumentację, dodał nowe partie wokalne, premiera w Kopenhadze, która jest koprodukcją z naszym teatrem, zakończyła się owacją na stojąco. Nie pamiętam, by z takim entuzjazmem przyjmowano którąś z oper współczesnych. Wierzę, że u nas będzie podobnie.

rozmawiał Jacek Marczyński

Jak czuje się dyrektor teatru, zamawiając operę u współczesnego kompozytora?

Waldemar Dąbrowski: Ma świadomość, że decyduje się na trudne działania, ale jednocześnie czuje, że spełnia swoją powinność. Misją instytucji narodowej jest dbanie o sztukę współczesną. Nie nam oceniać, co z niej pozostanie i jakim sędzią okaże się czas. Gdybyśmy wychodzili z założenia, że to, co nam się dziś podoba, ma wartość obiektywną, wiele arcydzieł w ogóle by nie przetrwało. Wiemy dobrze z historii opery, ile znakomitych utworów poniosło klęskę na prapremierze, a te, którymi zachwycała się publiczność, dziś są kompletnie zapomniane. Mam więc poczucie obowiązku poszukiwania talentów, bo one są wśród nas i trzeba im pomagać. A gdyby Opera Narodowa nie zamawiała utworów u dzisiejszych kompozytorów, tworzyłaby bolesną lukę w historii polskiej kultury.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"