Jak czuje się dyrektor teatru, zamawiając operę u współczesnego kompozytora?
Waldemar Dąbrowski: Ma świadomość, że decyduje się na trudne działania, ale jednocześnie czuje, że spełnia swoją powinność. Misją instytucji narodowej jest dbanie o sztukę współczesną. Nie nam oceniać, co z niej pozostanie i jakim sędzią okaże się czas. Gdybyśmy wychodzili z założenia, że to, co nam się dziś podoba, ma wartość obiektywną, wiele arcydzieł w ogóle by nie przetrwało. Wiemy dobrze z historii opery, ile znakomitych utworów poniosło klęskę na prapremierze, a te, którymi zachwycała się publiczność, dziś są kompletnie zapomniane. Mam więc poczucie obowiązku poszukiwania talentów, bo one są wśród nas i trzeba im pomagać. A gdyby Opera Narodowa nie zamawiała utworów u dzisiejszych kompozytorów, tworzyłaby bolesną lukę w historii polskiej kultury.
Ale czy łatwo jest namówić kompozytora na napisanie opery?
Z reguły po naszej propozycji następuje długi namysł, a czasem wręcz odmowa. Henryk Mikołaj Górecki na przykład kategorycznie odżegnywał się od takiego pomysłu.
Inni, jak na przykład Eugeniusz Knapik, komponują potem przez lat kilkanaście.