Życie się po prostu żyje

Jan Jakub Kolski - reżyser filmowy i pisarz o tęsknocie za Afryką i cenie za niedojrzałość rozmawia z Marcinem Kube.

Publikacja: 25.01.2014 08:00

Jan Jakub Kolski w przerwie między kręceniem filmów napisał drugą powieść „Dwanaście słów”

Jan Jakub Kolski w przerwie między kręceniem filmów napisał drugą powieść „Dwanaście słów”

Foto: Rzeczpospolita, Aleksandra Michael Aleksandra Michael

Rz: Skończył pan właśnie zdjęcia do filmu „Serce, serduszko i wyprawa na koniec świata". Tymczasem poprzedni – nagradzany za aktorstwo i zdjęcia „Zabić bobra" z 2012 r. – nie był jeszcze w kinach.

Jan Jakub Kolski:

Jest już data premiery, 7 marca.

Sylwetka

A „Serce, serduszko i wyprawa na koniec świata"?

Jestem w trakcie montażu. Film powoli objawia swój kształt. Dystrybutor planuje premierę na jesień tego roku.

Przez ostatnie dwa lata więcej się mówi o Kolskim pisarzu niż filmowcu. W 2012 r. ukazała się powieść „Egzamin z oddychania", teraz „Dwanaście słów". Od czego zaczęło się pańskie pisanie, od scenariuszy?

Z wykształcenia jestem operatorem filmowym i do reżyserii doszedłem niejako z boku. Ten wybór wynikał z przekonania o mocy obrazu jako najważniejszej, bo pierwotnej substancji w filmie. Dzisiaj trwam w tym przekonaniu, ale już nie z takim uporem jak kiedyś. Bardziej teraz doceniam wagę dobrze napisanej historii. Moje pierwsze scenariusze były czymś więcej niż klasycznym scenariopisarskim zapisem, tworzonym według ustalonych wzorów. Ja zapisywałem właściwie... wszystko; zapach powietrza, nastrój, samopoczucie postaci. Wierzyłem, że z takiego zapisu wyniknie lepsze, pełniejsze odczytanie mojego ekranowego zamiaru i że to powiedzie prostą drogą do filmu.

Nie wierzył pan w magię planu filmowego? Twórczą burzę mózgów?

Naiwnie myślałem wtedy, że tak właśnie trzeba robić filmy. Że to jest najlepszy sposób. Myślę, że ta moja postawa wynikała z zazdrości o świat wyobrażony przeze mnie. Nie chciałem domysłów na temat jego kształtu, sam zatem tworzyłem prawie kompletny jego obraz. Dopiero z kolejnymi filmami nauczyłem się doceniać wyobraźnię innych. Dziś wiem, że to wielkie obdarowanie. Natomiast z tych „przesadzonych" scenariuszy powstała pierwsza książka, którą bardzo skomplementowali czytelnicy i... krytycy. To dało mi odwagę podejmowania kolejnych prób.

Kazimierz Kutz wydał w 2010 r. świetną powieść „Piąta strona świata" i od tej pory bardziej postrzega siebie jako pisarza niż filmowca. A pan?

Nie postrzegam siebie jako pisarza. Obydwie aktywności – filmową i literacką – „obsługuję" wyobraźniowo w ten sam sposób: powołuję do życia świat. Literatura jednak bardziej musi polegać na wyobraźni czytelnika. Bez jego współuczestnictwa nic nie powstanie w „powietrzu" między nami. Z filmem natomiast jest łatwiej. Świat pokazany w nim jest konkretny, podobnie konkretny jest bohater; ma płeć, wiek, wzrost, kolor oczu. Chodzi, mówi, siada, wstaje w określony sposób. Ten proces zakłada mniej wysiłku od widza, więcej natomiast ode mnie. Przy filmie mogę wziąć więcej odpowiedzialności za odczytanie ekranowej dedykacji niż przy książce. Więcej, ale nie całą.

Fryderyk, bohater pańskiej nowej powieści „Dwanaście słów", niezwykle uważnie waży każde słowo. Stąd też tytuł. On w dwunastu słowach chce zawrzeć najważniejszą treść każdego dnia. Czy pan też, pisząc, niezwykle precyzyjnie waży każde słowo?

Najpierw jest etap, który nazywam niesuwerennym, w którym po prostu „pisze się". Samo i... nie samo. Trzeba tylko oddać się tej potrzebie, ułożyć się w tym strumieniu i dać się nieść. Potem przychodzi drugi etap, nazwijmy go suwerennym, w którym oprzytomniały autor porządkuje rezultaty twórczej półprzytomności. To właściwie wszystko.

Czyli nie siada pan do powieści z ułożonymi w głowie postaciami, charakterami i fabułą.

Opiszę to inaczej. Czy próbował pan kiedyś złapać moment, w którym się zasypia? Złapię cię, chwilo, złapię cię dzisiaj. Figa z makiem. Chwila jest „niełapalna". Sen i czuwanie są z innych porządków. Momentu przechodzenia z jednego w drugie nie da się uchwycić. Podobnie, zdaje się, jest z procesem twórczym.

Tym razem zamienił pan mityczną krainę dzieciństwa z Popielaw na Afrykę. Był pan tam?

W Afryce byłem dotąd raz. Kręciłem w Namibii taki notatnik filmowy z podróży. Dla telewizji. Bardzo chciałbym tam wrócić. Sprawdziłem, jak wiele prawdy jest w powiedzeniu, że kto raz zasmakował Afryki, już zawsze za nią tęskni.

Pan tęskni za Namibią czy Afryką wyobrażoną?

Sam nie wiem, za czym. Moja tęsknota wzięła się z jednej chwili, z wieczornej wyprawy śladem zwierząt idących do wodopoju. Widziałem swój długi, pozłacany cień, tumany kurzu wzbijane przez kopyta zwierząt. W tej jednej chwili zawierało się wszystko o mnie stąd. Cały ogrom tęsknoty i miłości. Byłem tam, a jednocześnie miałem w sobie cały ten paraliżujący depozyt człowieczy przywleczony z prowincjonalnej Polski. Zawiozłem tam to wszystko, do Afryki, wcześniej do Azji i Ameryki Południowej. Ale w Afryce to jakoś najbardziej krzyknęło.

Fryderyk zmaga się też z pytaniem o dojrzałość. Co ona dla pana oznacza? Chce pan ją definiować?

Słabo się na tym znam. ?U artysty dojrzałość jest blisko cynizmu. Niebezpiecznie blisko. Mam nadzieję, że nigdy nie będę tak dojrzały, żeby stracić ciekawość chłopca.

„Dwanaście słów", podobnie jak wcześniejsza pana powieść „Egzamin z oddychania", wręcz kipi od erotyki.

Ludzka seksualność jest tak silnym wehikułem sprawczym, tak silnie określa wybory życiowe, że pomijanie jej w twórczości jest czymś niezrozumiałym. Nie istnieje prawdziwy obraz człowieka bez obrazu jego seksualności. A mnie interesuje bohater prawdziwy, pokazany w pełnym ludzkim uwikłaniu.

Seksualność pańskich postaci uwalnia je i jednocześnie więzi. To walka duchowości z cielesnością?

Patrzę na siebie. Widzę, że zawieram się w świetle i mroku naraz. Jednocześnie nie na przemian. Tak jak pan i reszta ludzi. Sacrum bezlitośnie splecione z profanum, seksualność, fizyczność spleciona z duchowością. Tylko prawicowi politycy potrafią to rozdzielić. Pomijanie seksualności jest zakłamywaniem opowieści o człowieku.

Jan Englert powiedział kiedyś, że chłopiec staje się mężczyzną, kiedy przestaje szukać wymówek dla własnych grzechów. Przyznanie się do słabości to dojrzałość?

Coś w tym jest, ale życia się nie da zawrzeć w zgrabnym bon mocie. Życie się po prostu żyje.

Jaka jest cena za niedojrzałość? Samotność, niezrozumienie?

Z niezrozumieniem trzeba się liczyć. To cena za myślenie po swojemu. Podobnie jak samotność, ale w niej dobrze się mieszka. A cena za niedojrzałość? No cóż, to jest rachunek wystawiany również naszym bliskim i z tym się słabo żyje. Nie jestem mistrzem balansu, mam sporo na sumieniu.

Chciałby pan zekranizować „Dwanaście słów"?

To był najpierw scenariusz z wieloma deficytami. Dopełniła go dopiero rozmowa z Krzysztofem Majchrzakiem. Poprosiłem go, żeby przyjął rolę Fryderyka. Odmówił, tłumacząc, że ta rzecz nie budzi w nim namiętności, ale posiał we mnie potrzebę dopisania nowych wątków. No i z tego pisania wyszła książka. W wolnej chwili przerobię ją zapewne na scenariusz i znów udam się do Krzyśka.

A jak pan podchodzi do interpretacji doszukujących się w powieści autora i jego doświadczeń?

Książkę oddaję do czytania i nie dam się zmusić do wzięcia odpowiedzialności za jej lekturę. Mogę być odpowiedzialny jedynie za swoje emocje. Sięgając po moją książkę, czytelnik „obsługuje" ją, mówiąc eufemistycznie, swoim własnym intelektem, doświadczeniem, wyobraźnią i wrażliwością. Dlaczego mam być zakładnikiem tego procesu? Pan czyta ją sobą i mierzy ją ze sobą. To już całkowicie pańska sprawa.

A więcej pan ostatnio pisze czy czyta?

Więcej piszę. To się przeplata: czytanie, pisanie, robienie filmów.

Jaka lektura ostatnio pana poruszyła?

„Dziennik" Jerzego Pilcha. Dawkowałem go sobie, żeby czytać jak najdłużej. W moim nieuregulowanym, bardzo zapracowanym życiu traktowałem to jako codzienny obowiązek.

Odnajduje pan w lękach Pilcha swój strach i obawy? Przed starością, zniedołężnieniem, śmiercią?

Zazdroszczę mu trwania przy rytuałach codziennych, przy powtarzaniu ich wbrew wszystkiemu. To jest jak mantra, jak modlitwa i najwyraźniej wiedzie ku oświeceniu.

Panu brakuje konsekwencji?

Czasu i... konsekwencji. Ulegam. Buduję, zarabiam, uczę studentów w szkole filmowej. Mam 2,5-letnią córeczkę. Drugą 23-letnią w Londynie na studiach. To świat wielu obowiązków, zza których ledwo mnie widać. Czasem jednak wpadnę na chwilę do Warszawy, spojrzę na ludzi bardziej zajętych i wtedy przechodzi mi ochota na narzekanie.

Sylwetka

Jan Jakub Kolski (ur. 1956 r. we Wrocławiu) – operator i reżyser filmowy, autor opowiadań i powieści.

Twórca filmów „Jańcio Wodnik" (1993), „Historia kina w Popielawach" (Złote Lwy na festiwalu w Gdyni w 1998), „Pornografia" (2003), „Jasminum" (2006) oraz „Wenecja" (2010). W 2014 r. roku zaplanowane są premiery jego dwóch nowych filmów: „Zabić bobra" (7 marca) oraz „Serce, serduszko i wyprawa na koniec świata" (na jesieni). W 2012 r. ukazała się jego powieść „Egzamin z oddychania", a ostatnio „Dwanaście słów" (Wyd. Wielka Litera). Jej akcja rozgrywa się na PRL-owskiej prowincji pod koniec lat 60. To historia namiętności dorastającego w Afryce 50-letniego Fryderyka i 31-letniej Marianny, która po opuszczeniu klasztoru zamieszkuje u niego. Fryderyk – genialny muzyk, milczący i surowy – żyje w cieniu śmierci polskich rodziców w Afryce. Marianna przybiera cudze tożsamości z lęku przed prawdą o sobie. Obydwoje poszukują bliskości, ale wciąż ranią siebie i bliskich.

mku

Rz: Skończył pan właśnie zdjęcia do filmu „Serce, serduszko i wyprawa na koniec świata". Tymczasem poprzedni – nagradzany za aktorstwo i zdjęcia „Zabić bobra" z 2012 r. – nie był jeszcze w kinach.

Jan Jakub Kolski:

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla