Reklama

Jego muzyka goła

Sto lat temu urodził się Andrzej Panufnik. Jutro Londyn uczci tę rocznicę – pisze Jacek Marczyński.

Aktualizacja: 04.02.2014 17:54 Publikacja: 04.02.2014 17:49

Andrzej Panufnik dyryguje w Warszawie w 1990 r. To była jego pierwsza wizyta w Polsce po ucieczce do

Andrzej Panufnik dyryguje w Warszawie w 1990 r. To była jego pierwsza wizyta w Polsce po ucieczce do Wlk. Brytanii w 1954 r.

Foto: Aleksander Jałosiński/FORUM

W Barbican Center utwory Andrzeja Panufnika zagra jedna z najlepszych europejskich orkiestr, London Symphony Orchestra. Wybór miejsca i zespołu nie jest przypadkowy. Wielka Brytania stała się jego drugą ojczyzną, przed laty otrzymał propozycję prowadzenia Londyńskich Symfoników. Odmówił, bo praca dyrygencka przeszkadzała mu w komponowaniu.

Wieczór, współorganizowany przez Instytut Adama Mickiewicza, rozpoczyna zagraniczne obchody setnej rocznicy urodzin Andrzeja Panufnika. W kraju koncert poświęciła mu już Polska Orkiestra Radiowa, ale na razie nie ma wielu oznak pamięci o nim. A przecież słynny dyrygent Sir Georg Solti pisał, że „był najdoskonalszym protagonistą europejskiej tradycji muzycznej".

Skomplikowane losy

Nie są to tylko okolicznościowe słowa wyrażone po śmierci Panufnika w 1991 roku. Tak postrzegał go świat. Yehudi Menuhin poprosił o napisanie koncertu skrzypcowego, koncert wiolonczelowy powstał dla Mścisława Rostropowicza. Symfonie zamawiały u niego orkiestry Londynu, Bostonu czy Chicago.

Dlaczego zatem w Polsce Andrzej Panufnik nie cieszy się uznaniem takim jak Lutosławski czy Penderecki? Różne są tego przyczyny. Pierwsza wynika ze skomplikowanej biografii. Przez ćwierć wieku nazwisko Panufnika i jego utwory zniknęły z oficjalnego życia PRL. A w wolnej Polsce część środowiska miała mu za złe krótkotrwały, intensywny flirt z komunistyczną władzą.

Niemal połowę życia spędził w Warszawie. Tu uczył się, studiował, przeżył okupację i zaczynał komponować. Wczesne utwory przepadły w głupi sposób. Gdy po powstaniowej tułaczce dotarł do swego mieszkania w Śródmieściu, okazało się, że zajęła je jakaś kobieta, która wszystkie nuty wyrzuciła do śmietnika. Odnalazł pojedyncze kartki. Przetrwały jedynie drukowane konspiracyjnie AK-owskie pieśni, w tym „Warszawskie dzieci", które zyskały ogromną popularność.

Reklama
Reklama

Po wojnie włączył się w odbudowę życia kulturalnego. Został dyrygentem Filharmonii Krakowskiej i Warszawskiej, dyrektorem muzycznym wytwórni filmowej w Łodzi. Nowa władza postawiła na niego: poleciła wybrać na stanowisko wiceprezesa Związku Kompozytorów Polskich, wysyłała w podróże zagraniczne, na prestiżowe występy i nagradzała, m.in. za utwór w konkursie na hymn z okazji powstania PZPR. Ale najważniejsze jego kompozycje krytykowane za odstępstwa od ideologicznych wytycznych partii nie mogły być wykonywane.

W 1954 r. Panufnik załatwił sobie koncert w Szwajcarii, stamtąd poleciał do Londynu i poprosił o azyl. To była ucieczka nie mniej głośna jak wcześniej Czesława Miłosza.

Pierwsze lata w Wielkiej Brytanii okazały się trudne, musiał korzystać z finansowego wsparcia życzliwych osób. Dopiero po dekadzie osiągnął stabilizację. Znalazł miłość i szczęście u boku żony Camille Jessel, zdobywał uznanie za swą muzykę.

Tajemnica sukcesu

Kiedy zapytałem kiedyś Tadeusza Kaczyńskiego, propagatora twórczości Panufnika, dlaczego tylko on odniósł sukces spośród licznych naszych kompozytorów-emigrantów, odpowiedział: – Pomogło większe od kolegów szczęście i większy talent. Sukces życiowy Panufnika miał też znaczenie dla jego sukcesu artystycznego, bo im większy talent, tym bardziej sprzyjających warunków potrzebuje dla rozwoju i tym troskliwszej pielęgnacji.

Odcięty od ojczyzny Andrzej Panufnik wrósł w brytyjską kulturę, czego dowodem był tytuł szlachecki, jaki u schyłku życia otrzymał od królowej Elżbiety II. Do Polski przyjechał tylko raz, w 1990 r. już nieuleczalnie chory, o czym nikt nie wiedział. Podejmowano go z honorami, ale Warszawa nie była jego miastem, czuł się w niej obco.

To także nie ułatwiało powrotu w kraju do jego muzyki, Anglicy traktowali go zaś jak swojego artystę, a on „brytyjskość" podkreślał choćby utworem „Universal Prayer" do tekstu Alexandre'a Pope'a. Ale do końca pozostał twórcą polskim, o czym świadczą kompozycje pisane na emigracji: milenijna „Sinfonia sacra", „Song tu the Virgin Mary" czy koncert fagotowy dedykowany pamięci księdza Popiełuszki. Jest jeszcze coś, co nie ułatwia zbliżenia z twórczością Panufnika. O jego muzyce mówi się, że jest ascetyczna, surowa, goła. Obca mu była dodekafoniczna awangarda, ale on odrzucił też klasyczne struktury. Najważniejsze i najciekawsze utwory orkiestrowe powstały w wyniku fascynacji geometrią i bogactwem form, jakie oferuje ta dziedzina nauki.

Reklama
Reklama

Andrzej Panufnik wymaga więc pewnej intelektualnej otwartości od słuchaczy. Czy zatem rocznicowe obchody sprawią, że jego utwory zabrzmią pełnym blaskiem, tak jak w 2013 roku stało się z twórczością jego przyjaciela, Witolda Lutosławskiego, z którym w czasach okupacji stworzył słynny duet fortepianowy grający w warszawskich kawiarniach?

To trudne zadanie, bo muzyka Panufnika często była odbierana z pewnym dystansem. Warto wszakże sprawdzić, jak będzie teraz. A jest w czym wybierać, samych symfonii skomponował dziesięć.

W Barbican Center utwory Andrzeja Panufnika zagra jedna z najlepszych europejskich orkiestr, London Symphony Orchestra. Wybór miejsca i zespołu nie jest przypadkowy. Wielka Brytania stała się jego drugą ojczyzną, przed laty otrzymał propozycję prowadzenia Londyńskich Symfoników. Odmówił, bo praca dyrygencka przeszkadzała mu w komponowaniu.

Wieczór, współorganizowany przez Instytut Adama Mickiewicza, rozpoczyna zagraniczne obchody setnej rocznicy urodzin Andrzeja Panufnika. W kraju koncert poświęciła mu już Polska Orkiestra Radiowa, ale na razie nie ma wielu oznak pamięci o nim. A przecież słynny dyrygent Sir Georg Solti pisał, że „był najdoskonalszym protagonistą europejskiej tradycji muzycznej".

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Reklama
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Kultura
Festiwal Warszawa Singera, czyli dlaczego Hollywood nie jest dzielnicą stolicy
Kultura
Tajemniczy Pietras oszukał nowojorską Metropolitan na 15 mln dolarów
Kultura
1 procent od smartfona dla twórców, wykonawców i producentów
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama