Rzeczpospolita: Dzięki internetowi debiutuje nowa generacja muzyków, którzy publikują swoje nagrania w sieci. Jaka była rola internetu w początkach pani kariery?
Bovska: Ogromna. Szczególnie jeśli chodzi o YouTube'a. Uznałam, że to będzie najlepsze miejsce, by podzielić się tym, co robię, nie tylko z ludźmi poszukującymi nowych brzmień w muzyce, ale również z właścicielami klubów, którzy mogliby w ten sposób zobaczyć, jak gramy, jacy jesteśmy na scenie. Dlatego zdecydowałam się na realizację klipu, który nie byłby tradycyjnym teledyskiem, ale nagraniem na żywo. Nakręciłam takie wideo do piosenki „Kaktus", a także do utworów „Póki czas" i „Dachy". Kiedy wrzuciłam je do internetu, po prostu spodobały się ludziom, zaczęli podawać je dalej. To był przełomowy moment w mojej karierze.
Poza tym dla początkujących muzyków internet to także kopalnia wiedzy na temat produkcji, sprzętu, nowych technologii. Nie zapominajmy, że sieć nie kończy się na dzieleniu się swoją muzyką z innymi, ale to także miejsce poszukiwania niezliczonych inspiracji. Sama dzięki platformie YouTube odkryłam duńską wokalistkę Oh Land, która zamieściła całą serię filmików w akustycznym brzmieniu, a niedawno wydała płytę. Myślę, że dzięki YouTube'owi świat się zmniejszył, a artyści stają się bardziej otwarci. To jest wspaniałe, że można robić nawet najmniejszą rzecz i to może się podobać tysiącom ludzi na drugim końcu świata. Często nie ma szansy, by dotrzeć ze sztuką do ludzi w inny sposób niż przez internet.
Czy przejmuje on rolę telewizyjnych programów promujących początkujących artystów?
W Polsce wciąż siła telewizji jest ogromna. Wystarczy spojrzeć na osoby, którym udaje się stanąć w muzycznym świecie na własnych nogach. Te programy wciąż cieszą się ogromną popularnością. To, że powoli cała telewizja przenosi się do internetu, jest jednak faktem. Widzę to chociażby po moich odbiorcach, którzy często są bardzo młodzi i właśnie tam odkrywają dziś świat, także ten muzyczny.