Publiczność Open’era dzieli się na tą, która przed Dużą Sceną stoi między nią a stanowiskiem konsolet, a także – tą która ogląda koncerty na ekranie zamontowanym za stanowiskiem konsolet. Po godz. 22.00, gdy Alex Turner z kolegami zaczęli koncert mieli przed sobą las głów wszędzie - na długości kilkuset metrów. Zaczęli przebojem z najnowszej płyty „Four Or Five Out”, nietypowo, bo w wolnych jak na siebie rytmach. Z albumu „Tranqulity Base Hotel + Casino” zagrali jeszcze utwór tytułowy i na otwarcie bisów „Star Treatmant”.

Turner, choć rozpoczynał karierę na czele zespołu garażowego, prezentuje się teraz jak gwiazda z lat 70 z ukłonem wobec lat 60. w stylu Las Vegas. Podobnie ubrani są inni muzycy. Brzmią jednak wciąż tak samo – bardzo surowo. Słuchając perkusisty Matta Heldersa można wręcz zapytać, czy jest najlepszy w swojej branży. Ale fani chyba właśnie cenią sobie punkową surowość pomieszaną z rockowym liryzmem i potężnym uderzeniem gitar.

Czytaj także: Przedmiot pożądania: Karnet na Open’era

Usłyszeliśmy jeszcze „Teddy Picker” i oczywiście „Do I Wanna Know?”. Sygnał do oklasków, które miały wywołać bisy, dał wczesny hit „I Bet You Look Good On The Dancefloor”, zaś na sam koniec grupa wykonała „Arabellę” i „R U Mine?”.

W czwartek zawładnie główną sceną Depeche Mode. Jacek Cieślak z Gdyni