Diana Krall: Moje piosenki są jak filmy

Kanadyjska wokalistka i pianistka będzie gwiazdą rozpoczynającego się jutro we Wrocławiu festiwalu Jazz nad Odrą. Jej album „The Look of Love” został u nas podwójną platynową płytą. Artystka wyznaje jednak „Rz”, że długo się wahała, czy w ogóle powinna śpiewać, a i dziś starannie dobiera dla siebie piosenki.

Aktualizacja: 04.03.2008 14:04 Publikacja: 03.03.2008 19:10

Diana Krall

Diana Krall

Foto: Verve Music

Pani pierwszy koncert w Warszawie odbył się w niewielkim studiu radiowym. Czy nadal zdarza się pani występować w tak małych salach?

Diana Krall:

Bardzo dobrze pamiętam tamten koncert, w trio z gitarzystą Russellem Malone i basistą Benem Wolfe. Zostałam gorąco przyjęta, choć byłam jeszcze mało znana. Pamiętam i drugi występ, bardzo się cieszę, że znowu będę w Polsce. Najmniejszą salą koncertową, w której występuję, jest salon w moim domu, w Vancouver. Latem byłam w trasie i śpiewałam w najróżniejszych miejscach: w Hollywood Bowl, a także w małych salach. Nadal podobają mi się kameralne miejsca.

Czy inaczej podchodzi pani wtedy do koncertu?

Wielkość sali nie ma znaczenia, każdy występ sprawia mi radość. Repertuar w dużym stopniu zależy od publiczności. Jeśli uda mi się wciągnąć ją w dramaturgię piosenek, nawet w największej sali nawiązujemy bliski kontakt.

Śpiewa pani zarówno z orkiestrami, jak i z małymi zespołami. Kto będzie pani towarzyszył we Wrocławiu i jaki repertuar pani przygotowała?

Mam wspaniały zespół z basistą Johnem Claytonem, perkusistą Jeffem Hamiltonem i gitarzystą Anthonym Wilsonem. Znamy się długo i doskonale rozumiemy, że dobór utworów następuje na scenie.

Czy przylatuje pani do Europy na ten jedyny koncert?

Na dwa występy, zaśpiewam również w Wilnie, ale latem wracam do Europy na tournée.

Czy podróżuje pani ze swoimi synkami bliźniakami?

Raczej nie, ale latem planuję zabrać ich ze sobą. Uwielbiam podróże, z wyjątkiem lotnisk i wszystkich środków bezpieczeństwa, które teraz są nieuniknione. Po Europie zamierzamy jeździć autobusem, więc mam nadzieję, że chłopcy łatwiej zniosą trudy.

Wychowała się pani w muzykalnej rodzinie. Czy jakaś piosenka szczególnie utkwiła pani w pamięci?

W domu było mnóstwo płyt, ale jedną odtwarzałam najczęściej: „Hey, Jude" Beatlesów. W dzieciństwie uwielbiałam „Hi Ho" z bajki „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków" Disneya. Zawsze lubiłam Fatsa Wallera, szczególnie piosenkę „Ain't Misbehavin", którą śpiewała też moja babcia.

Kiedy zdecydowała się pani zostać pianistką?

To była naturalna droga. Uczyłam się muzyki od dziecka i lubiłam to. Kiedy usłyszałam Billa Evansa, chciałam grać jak on. Myślę, że przełomem był jednak koncert Oscara Petersona w Vancouver. Byłam pod ogromnym wrażeniem.

Początkowo jednak wolała pani grać, niż śpiewać.

Nie uważałam, że mam dobry głos. Utwierdzałam się w tym, słuchając wielu wokalistek, choćby Elli Fitzgerald, Sarah Vaughan. To nie znaczy, że nie śpiewałam, po prostu robiłam to rzadko. Powoli zmieniałam zdanie. Miałam chyba 28 lat, kiedy stwierdziłam, że mogę włączyć piosenki na stałe do mojego repertuaru. Byłam wtedy pod wrażeniem nagrań Nat King Cole'a i jego tria z gitarą i kontrabasem. W takiej konfiguracji instrumentów poczułam się bezpiecznie i postanowiłam spróbować. Przygotowałam cały program złożony z piosenek Nat King Cole'a i tak zostałam wokalistką. Później byłam pod wpływem Shirley Horn, co pozwoliło mi odkryć nowe możliwości mojego głosu.

Czego szuka pani w piosenkach?

Każda musi mnie zainteresować czymś specjalnym. Lubię, kiedy piosenka odzwierciedla nastrój chwili, moje podejście do życia.

Własne utwory zaśpiewała pani dopiero na płycie „The Girl in the Other Room".

Próbowałam komponować i pisać teksty już dawniej, ale dopiero pięć, sześć lat temu skoncentrowałam się na własnych piosenkach. Teraz znowu zawiesiłam pisanie.

W takim razie, jaki będzie pani następny album?

Przed Bożym Narodzeniem byłam w Brazylii i urzekła mnie tamtejsza muzyka. Jestem pod wpływem bossa novy i chcę to wykorzystać na następnej płycie. Zaczęłam już pracę z Clausem Ogermanem, aranżerem mojego albumu „The Look of Love". Jest niesamowity, potrafi wydobyć z melodii tyle niuansów! Nagrania rozpoczniemy w sierpniu. Z pewnością zaśpiewam piosenki Antonio Carlosa Jobima.

Dlaczego tak rzadko sięga pani po repertuar spoza „amerykańskiego śpiewnika"?

Te piosenki są mi bliższe. Muzycy, np. Charlie Parker, uczynili z nich standardy jazzu nowoczesnego – be bopu. To moje korzenie, czuję się częścią tej muzyki.

Jak pracuje pani nad interpretacją piosenki?

Najpierw dużo słucham, a później próbuję znaleźć własny sposób na interpretację. Jeśli próby idą w dobrym kierunku, włączam ją do repertuaru. Jeśli nie, sięgam po następną.

Co panią zainteresowało w standardzie „Boulevard of Broken Dreams"?

Brzmi, jakby powstał wczoraj, a przecież Al Dubin i Harry Warren napisali go w latach 30. O piosenkach myślę tak, jakby to były filmy. Śpiewając, wyobrażam sobie kolejne sceny. „Boulevard of Broken Dreams" to dla mnie film noir.

rozmawiał Marek Dusza

Najpopularniejsza z jazzowych wokalistek Diana Krall i wybitny pianista Brad Mehldau będą ozdobą 44. festiwalu Jazz nad Odrą. Impreza rozpoczyna się w środę we Wrocławiu i potrwa do niedzieli. Na 30 koncertach wystąpi ponad 300 wykonawców z całego świata. Największą atrakcją będzie oczywiście jedyny koncert kwartetu Diany Krall w hali Orbita. Są jeszcze bilety.

Znakomita wokalistka i pianistka magnetyzuje publiczność wyjątkowym głosem i emocjonalnymi interpretacjami standardów.

Sztukę improwizacji doskonali od lat ze swoim triem amerykański pianista Brad Mehldau, uważany za następcę największych mistrzów klawiatury w historii jazzu. Ciekawie zapowiada się występ gitarzysty Lionela Loueke. Za trzy tygodnie prestiżowa wytwórnia Blue Note wyda jego album "Karibu", nagrany m.in. z Herbiem Hancockiem i Wayne'em Shorterem. Wśród zagranicznych gwiazd trzeba wymienić również skrzypka Jeana Luca Ponty'ego i trio Djivana Gaspariana. Jazz nad Odrą pokaże również to, co najciekawsze w polskim jazzie. Jubileusz 30-lecia uczci saksofonista Piotr Baron, a Aga Zaryan zaśpiewa z akompaniamentem basisty Darka Oleszkiewicza. Wystąpią również: trio RGG, nowa grupa NATU, Henryk Miśkiewicz, Artur Lesicki i "jazzowi romantycy" – Andrzej Jagodziński z Giovannim Mirabassim. Zapowiada się największa i najatrakcyjniejsza z dotychczasowych edycji festiwalu.

Kultura
Jeff Koons, Niki de Saint Phalle, Modigliani na TOP CHARITY Art w Wilanowie
Kultura
Łazienki Królewskie w Warszawie: długa majówka
Kultura
Perły architektury przejdą modernizację
Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku