W każdej legendzie jest ziarnko prawdy. Czasem niewiele więcej. „Przejmujący z oddali“ – książka Deborah Curtis – odziera mit kultowego wokalisty Joy Division Iana Curtisa z atrakcyjnego marketingowo, romantycznego woalu cierpienia. I pokazuje, jak skazywał na ból swoich najbliższych.

Legendarny frontman postpunkowego Joy Division, który popełnił samobójstwo w 1980 r., jest od lat symbolem artysty tragicznego. Zmagającego się z depresją, nieszczęśliwego, w dodatku chorego na epilepsję. Takim zapamiętały go rzesze brytyjskich fanów. Ci spoza Wysp zbudowali sobie wizerunek Curtisa na podstawie jego przejmujących tekstów.

Książka Deborah Curtis przeciwstawia temu wizerunkowi prozę życia – nudną pracę, narodziny dziecka, zdrady małżeńskie. I ogrom żalu, że życie z Ianem kompletnie się nie udało. Ze słów Deborah i innych osób z bliskiego towarzystwa wokalisty wynika wprost, że wina leżała po stronie muzyka, jego nieustannej chęci bycia w centrum uwagi: – Świetnie się bawił, gdy jego teatralne sztuczki robiły jakieś wrażenie na innych ludziach – mówi przyjaciel Tony Nuttall. Miał w sobie naturalną skłonność do autodestrukcji, którą słabo leczona w latach 70. epilepsja jeszcze pogłębiała.

Czytaj więcej - www.zw.com.pl