Komputerowa gra z batutą

Dyrygent Łukasz Borowicz. Trzydziestolatek, najmłodszy dyrektor instytucji muzycznej w Polsce ze swoją Polską Orkiestrą Radiową wystąpi aż dwukrotnie na Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena

Publikacja: 05.03.2008 00:52

Łukasz Borowicz

Łukasz Borowicz

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

W połowie ubiegłego roku przejął Polską Orkiestrę Radiową, nad którą zawisła groźba likwidacji. – Znałem zespół wcześniej, uważałem, że ma fantastyczne możliwości – mówił wówczas. – Pomyślałem, że jeśli udałoby się zapewnić mu występowanie w ambitnym repertuarze, współpracę z najlepszymi solistami i dyrygentami, to z takiej szansy nie mogę rezygnować.

W ciągu kilku miesięcy udowodnił, że orkiestra jest potrzebna, a niemal każdy jej występ wzbudza zainteresowanie. – Dajemy coraz więcej koncertów nie tylko we własnej sali – dodaje dzisiaj. – Jesteśmy zapraszani na festiwale. Najważniejsze jednak, że pochłania nas praca, która cementuje zespół.

Mimo młodego wieku nie jest człowiekiem bez doświadczenia. Pracował jako asystent Ivana Fischera w Budapeszcie, Kazimierza Korda w Operze Narodowej i Antoniego Wita w Filharmonii Narodowej, samodzielnie prowadził koncerty ze znanymi orkiestrami zagranicznymi. Nagrywa płyty, jedna z nich zdobyła w 2003 r. nagrodę węgierskiego magazynu "Gramofon".

– Łukasza Borowicza można scharakteryzować krótko: młody, bardzo zdolny i ambitny – uważa Małgorzata Polańska z firmy DUX, która jest wydawcą nagrodzonego albumu.

Krąży między Polską Orkiestrą Radiową a Filharmonią Poznańską, której jest pierwszym gościnnym dyrygentem. Prowadzi przedstawienia w Operze Narodowej. Pochłonięty wieloma obowiązkami, stara się nie myśleć o przyszłości.

– Kto wyłącznie marzy o czymś nieuchwytnym, nie robi niczego dobrze w chwili obecnej – mówi. – Bliska jest mi maksyma Herberta von Karajana: "Wszystkim, którzy uważają, że osiągnęli swoje cele, należy powiedzieć, że ustawili je sobie zbyt nisko".

Ten legendarny artysta ubiegłego stulecia jest dla niego wzorem. – Imponują mi tacy dyrygenci jak Karajan, zajmujący się różnymi dziedzinami muzycznymi: symfoniami, operami, akompaniowaniem solistom – wyznaje. – Praca z solistami jest zresztą rodzajem hazardu. Dyrygent musi mieć niezwykle szybki czas reakcji, bo nie wiadomo, czym solista może go zaskoczyć. To sytuacja jak w grze komputerowej: gdy się coś nie uda – game over.

Zgadza się z opinią Berlińskich Filharmoników, którzy uważają, że dyrygentem zostaje się dopiero po sześćdziesiątce. Wcześniej człowiek się uczy. – Ja też ciągle to robię – podkreśla. – Jest tylu doświadczonych muzyków w różnych orkiestrach, że cudownie jest mieć szansę skorzystania z ich wiedzy.

– Łukasz Borowicz jest entuzjastą, profesjonalistą i nadzwyczajnym erudytą – ocenia Wojciech Nentwig, dyrektor Filharmonii Poznańskiej. – Jego wiedza o literaturze muzycznej jest nieprawdopodobna.

– Dyrygowanie to sztuka wyboru spraw najważniejszych – ocenia Borowicz. – Przypomina podróż po oceanie, trzeba szybko zorientować się, która rafa rozerwie kadłub łodzi i pójdziemy na dno, a którą może uda się ominąć.

Pasjonująca jest dla niego praca nad nową muzyką. – Najczęściej wykonujemy utwory powszechnie znane, a potem publiczność, wysłuchawszy na przykład symfonii Beethovena mówi, że orkiestra zagrała za szybko, co wynika z porównania z nagraniami innych artystów – mówi. – Kiedy tego wzorca nie ma, prawykonanie może być początkiem albo końcem życia utworu, to zależy od wykonawców. Beethovenowi nie jesteśmy w stanie zaszkodzić, żyjącym kompozytorom – tak. Do takich partytur trzeba podchodzić z podwójną atencją.

Jak Łukasz Borowicz rozwiąże ten problem, przekonamy się dziś, gdy poprowadzi specjalny koncert festiwalu beethovenowskiego "Mistrz i uczeń", zorganizowany z okazji 75. urodzin Krzysztofa Pendereckiego. Obok jego II koncertu skrzypcowego zaplanowano prawykonanie "Symphony Requiem" ucznia Pendereckiego, Koreańczyka Jeajonna Ryua.

– Widziałem wiele sekwencji żałobnych napisanych przez różnych kompozytorów i podziwiam kolejnych twórców, którzy mają odwagę traktować requiem jako punkt wyjścia do własnych poszukiwań – mówi Borowicz. – Myślę, że ten utwór powinien się sprawdzić.

Koncert zarejestruje i wyda na płycie (także DVD) NAXOS, jedna z największych światowych firm fonograficznych. A deklarowaną miłość do opery Łukasz Borowicz będzie mógł udowodnić na drugim festiwalowym wieczorze, gdy zaprezentuje "Lodoiskę" Luigi Cherubiniego.

– Lubię koncertowe wykonania oper, bo wtedy można wydobyć rzeczy, które w teatrze przytłone zostały pomysłami inscenizacyjne. W teatrze dużo czasu zajęłoby przygotowanie widowiskowego pożaru zamku w finale – uważa. – Kiedy ten ogień mamy jedynie w myślach, możemy skoncentrować się na muzyce.

W interpretacjach Łukasza Borowicza zawsze jest wiele energii i temperamentu. Dramatyczna scena z "Lodoiski" powinna więc mu odpowiadać.

– Herbert von Karajan był jak mistrz jogi, który potrafił spożytkować swą wewnętrzną energię – śmieje się Łukasz Borowicz. – Ja na razie miotam się, usiłując ją złapać. Ale to się zmieni z wiekiem.

12. edycja jednej z największych imprez muzycznych w kraju rozpocznie się nietypowo – dzisiejszym koncertem specjalnym "Mistrz i uczeń" przygotowanym przez Łukasza Borowicza z okazji 75. urodzin Krzysztofa Pendereckiego. Właściwy początek Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena będzie zaś miał miejsce w niedzielę 9 marca – wykonane zostanie dzieło religijnego jego patrona "Missa solemnis".

Tegoroczne hasło imprezy brzmi "Beethoven i jego Wiedeń". Na ponad 40 koncertach słuchać będziemy dzieł kompozytorów związanych z tym miastem. Obok klasyków: Haydna, Mozarta, Brahmsa i Mahlera, zostaną wykonane utwory twórców wiedeńskiej awangardy z początku XX w. – Schönberga, Berga i Weberna.

Festiwal beethovenowski zaprasza znane europejskie orkiestry. W tym roku zagrają m.in. Filharmonia Monachijska, Deutsche Kammerphilharmonie Bremen, Lahti Symphony Orchestra i Radio-Symphonie-Orchester Berlin oraz polskie zespoły symfoniczne. Wśród gwiazd śpiewacy René Pape i Anette Dasch, pianista Rudolf Buchbinder, skrzypaczka Baiba Skride, Shaghgai Quartet i Leipziger Streichquartet.

Poza Warszawą koncerty odbędą się w Białymstoku, Gdańsku, Łodzi i Krakowie. Finał festiwalu tradycyjnie w Wielki Piątek, 21 marca.

W połowie ubiegłego roku przejął Polską Orkiestrę Radiową, nad którą zawisła groźba likwidacji. – Znałem zespół wcześniej, uważałem, że ma fantastyczne możliwości – mówił wówczas. – Pomyślałem, że jeśli udałoby się zapewnić mu występowanie w ambitnym repertuarze, współpracę z najlepszymi solistami i dyrygentami, to z takiej szansy nie mogę rezygnować.

W ciągu kilku miesięcy udowodnił, że orkiestra jest potrzebna, a niemal każdy jej występ wzbudza zainteresowanie. – Dajemy coraz więcej koncertów nie tylko we własnej sali – dodaje dzisiaj. – Jesteśmy zapraszani na festiwale. Najważniejsze jednak, że pochłania nas praca, która cementuje zespół.

Pozostało 88% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"