W połowie ubiegłego roku przejął Polską Orkiestrę Radiową, nad którą zawisła groźba likwidacji. – Znałem zespół wcześniej, uważałem, że ma fantastyczne możliwości – mówił wówczas. – Pomyślałem, że jeśli udałoby się zapewnić mu występowanie w ambitnym repertuarze, współpracę z najlepszymi solistami i dyrygentami, to z takiej szansy nie mogę rezygnować.
W ciągu kilku miesięcy udowodnił, że orkiestra jest potrzebna, a niemal każdy jej występ wzbudza zainteresowanie. – Dajemy coraz więcej koncertów nie tylko we własnej sali – dodaje dzisiaj. – Jesteśmy zapraszani na festiwale. Najważniejsze jednak, że pochłania nas praca, która cementuje zespół.
Mimo młodego wieku nie jest człowiekiem bez doświadczenia. Pracował jako asystent Ivana Fischera w Budapeszcie, Kazimierza Korda w Operze Narodowej i Antoniego Wita w Filharmonii Narodowej, samodzielnie prowadził koncerty ze znanymi orkiestrami zagranicznymi. Nagrywa płyty, jedna z nich zdobyła w 2003 r. nagrodę węgierskiego magazynu "Gramofon".
– Łukasza Borowicza można scharakteryzować krótko: młody, bardzo zdolny i ambitny – uważa Małgorzata Polańska z firmy DUX, która jest wydawcą nagrodzonego albumu.
Krąży między Polską Orkiestrą Radiową a Filharmonią Poznańską, której jest pierwszym gościnnym dyrygentem. Prowadzi przedstawienia w Operze Narodowej. Pochłonięty wieloma obowiązkami, stara się nie myśleć o przyszłości.