A że „Carmina burana” to utwór ogromnie popularny, nic dziwnego, że na Śląsku spektakl bytomskiej Opery przyciąga tłumy.
W latach 30. XX wieku kompozytorzy szukali dla siebie nowych ścieżek twórczych, a Carl Orff zwrócił się ku zamierzchłej przeszłości. Sięgnął do zbioru średniowiecznych wierszy i pieśni, jaki odnaleziono klasztorze benedyktynów w Beuern (po łacinie – Bura, stąd nazwa owego kodeksu i dzieła Orffa).
Były to teksty o wesołym, czasem nawet sprośnym charakterze, sławiące kobiety, wino, uroki przyrody, śpiewane i zapisane przez mnichów oraz wędrownych studentów. Orff wybrał ponad 20 łacińskich utworów, a jako że był również z wykształcenia filologiem, sam dopisał jeszcze jeden, właśnie ten najpopularniejszy hymn do Fortuny. Wszystkie ozdobił muzyką o lapidarnej melodii, wyrazistym, czasami wręcz agresywnym rytmie, prostej harmonii, wyjątkowo barwnych brzmieniach i o niezwykłej sile witalnej.
„Carmina burana” nie mają wyrazistej akcji. Poszczególne pieśni nie są powiązane ze sobą, wyrażają uczucia, nastroje i pragnienia. Częściej śpiewa je chór niż soliści niewcielający się przy tym w konkretne postaci. Humor miesza się z zadumą, żart z liryką.
Dla poszczególnych nastrojów reżyser potrafił znaleźć udany odpowiednik sceniczny. Urok obrazów polega i na tym, iż wszystkie wyrażają apoteozę życia.