Fenomen piosenek polega na tym, że odwołują się do przeżyć, które były udziałem wielu Polaków, m.in. skromnych, ale szczęśliwych rodzinnych wakacji nad jeziorem.
– Przez kilkanaście lat spędzałam lipiec i sierpień nad podlubelskim Firlejem. Najpierw jeździłam tam na kolonie, a potem na wczasy z rodzicami w kempingowym domku należącym do fabryki Gracja. Takim z dykty, bez łazienki. Prysznice były dopiero w pawilonie, gdzie znajdowała się również stołówka i odbywały się wieczorki taneczne.
Ojciec Urszuli przewodniczył radzie zakładowej Gracji, fabryki odzieżowej z filiami w całym kraju.
– Był typem działacza społecznego. Myślał o innych, o sobie na końcu. Z tamtych lat zostały nam domki nad Firlejem. Kiedy zakład pozbywał się zniszczonego ośrodka, tata zdecydował o kupnie czterech dla naszej rodziny – po 5000 zł. Wyremontowaliśmy je i każdego roku wszyscy spotykamy się nad jeziorem. Wielu znajomych zbudowało sobie wille. Żyją luksusowo, ale pozamykali się w tych swoich pałacach. My wciąż jesteśmy razem.
Tata Urszuli był również menedżerem zakładowego zespołu ludowego.
– Myślał, że będę z nim występowała, grając na akordeonie. Też miałam takie plany. Potem mi przeszło.