Rz: Czy próbuje pan obecnie szansy w niemieckiej telewizji?
Tomasz Kammel:
Są szanse, którym nie można pozwolić przejść obok. Moim największym zawodowym marzeniem jest praca w telewizji amerykańskiej, ale faktycznie w Niemczech szukają nowych twarzy. Szkoda, że Nowy Jork nie jest w Europie.
Do niedawna prowadził pan "Sekrety rodzinne". Proszę powiedzieć o swoich korzeniach.
Moja rodzina ze strony ojca wywodzi się z Łodzi, w okresie miedzywojennym miasta czterech kultur. Żydzi, Rosjanie, Polacy i Niemcy żyli razem i znakomicie to funkcjonowało. Tam mieszkał mój niemiecki dziadek, babcia zaś urodziła się na Dolnym Śląsku. Poznali się w amerykańskiej strefie okupacyjnej pod koniec II wojny światowej. Mój ojciec urodził się w Szwabii, w Biberach. Ale że część rodziny mojej babci była polska - podjęli decyzję, że bezpieczniej będzie wrócić na ziemie, które wówczas nazywano już odzyskanymi. To wtedy jeden z urzędników uznał nazwisko Kammel za zbyt skomplikowane i zdecydował, że będziemy się pisać przez jedno "m". Teraz znowu mam w dowodzie wersję oryginalną. Kilka lat wcześniej mój ojciec na własną rękę przeprowadził wakacyjne śledztwo genealogiczne. Pojechał do Francji, gdzie zbierał dokumenty zawierające francuski ślad rodziny Kammelów. Jeździł od miasta do miasta, uzupełniając drzewo genealogiczne, odkrywając historie niezwykle czasami, niestety, tragiczne i mroczne.