Okładka wiele wyjaśnia – twarz Eryki otacza napuszone afro, ale zamiast włosów kłębią się w nim myśli. Pięści zaciśnięte w geście walki o prawa czarnoskórych sąsiadują z palcami ułożonymi w znak V, kwitnącym kwiatom towarzyszą kopcące fabryczne kominy, ciężkie łańcuchy oplatają noworodki, czołgi i symbole dolarów, a w centrum wszystkiego stoi egipski znak życia – krzyż ankh. Badu zapowiada „New Amerykah” – nową Amerykę – i nie tyle nawołuje do duchowej rewolucji, ile wieści jej nieuchronne nadejście. Niestety, o kształcie przyszłości dowiemy się z płyty niewiele. Może wyjaśni to drugi album.
Ta płyta to mieszanka przekonań i społecznych koncepcji – nie zawsze jasnych, nawet dziwacznych, ale interesujących. Poglądy Eryki są optymistycznym, ale i bezkompromisowym głosem, nowa Ameryka według niej mało ma wspólnego z idealistyczną wizją Baracka Obamy. Czarnoskóry demokrata niedawno publicznie odrzucił poparcie Louisa Farrakhana, przywódcy afroamerykańskich islamistów, któremu Badu oddaje na płycie pokłon.
To mieszanka przekonań i społecznych koncepcji – nie zawsze jasnych, ale interesujących
Jedną z oznak zapowiadanej przez nią odnowy jest to, że zaprosiła do współpracy pomysłowych producentów. Dali płycie świeżość i różnorodność – od dynamicznych funkowych bitów w „American Promise” po hipnotyzujące oszczędnością i prostotą podkłady w „The Healer”. Ten utwór to wyznanie wiary, w którym hip-hop „jest większy niż religia, niż rząd”. Pojawia się między bogami, tańcem i seksem. Badu nazywa go językiem tych, którzy przybyli z Afryki, zostali ochrzczeni w oceanie, a teraz żyją w ukryciu i przemawiają dzięki Internetowi.
Poza undergroundowymi muzykami wokalistka utożsamia się z tymi, którzy cierpią. „Soldier” to dedykowany im manifest, osobista wypowiedź emanująca siłą mimo wokalnej delikatności. Tytułowymi żołnierzami są ambitne dzieci z gett, chłopcy na irackim froncie, dziewczyny trzymające się dzięki terapiom i tabletkom, wszyscy, którzy maszerują w rytmie pieśni wolności.