Rz: Jesteście młodymi ludźmi, a już na drugiej płycie „An End Has a Start” śpiewacie o końcu i śmierci. O co chodzi?
Edward Lay:
A mnie się wydaje, że płyta nie jest pesymistyczna. Kończą się rzeczy dobre, ale i złe, co daje przecież nadzieję. Nawet negatywne doświadczenia mają swoje pozytywne strony. Drugi raz nie popełnia się tych samych, głupich błędów. Młodość jest cudowna, ale bycie dorosłym mniej boli. Kilka dni temu naszemu wokaliście Tomowi Smithowi urodziło się dziecko. Stał się nowym człowiekiem, ma dodatkową motywację.
Kiedy czytacie o Amy Winehouse i oglądacie ją – myślicie o śmierci?
Myślimy, że nie ma dziś żadnego tabu dla mediów, że śledzą każdą chwilę ludzkiego dramatu i nie cofną się przed niczym, by ujawnić sytuacje uznawane jeszcze niedawno za intymne. Media pokazują coś w rodzaju kroniki życia i śmierci Amy. Przerażający dokumentalny film. To wielki wstyd dla mediów. Amy ma wielki talent i nieprawdopodobnie skomplikowane życie.