– Muzykę brytyjską nazbyt często traktowano z lekceważeniem jako dziwaczą albo uznawano za sztukę drugiej kategorii – uważa Paul McCreesh, dyrektor artystyczny Wratislavia Cantans. – A jednak w czasach renesansu, baroku i w XX w. nasza muzyczna spuścizna jakością nie ustępowała żadnej innej.
Postanowił udowodnić to we Wrocławiu. Na inaugurację 43. edycji festiwalu wybrał „Sen Gerontiusa” Edwarda Elgara, dzieło, które zapoczątkowało XX-wieczną historię brytyjskiej muzyki, a jest mało znane w Polsce. I doskonale nadaje się na wielką imprezę, bo wykonanie tak monumentalnego oratorium wymaga zaangażowania potężnej orkiestry, gigantycznych chórów oraz trójki solistów. Do tego – muzyka wprowadza słuchacza w świat dobrze mu znany. Nic dziwnego, że czwartkowy koncert we wrocławskiej katedrze św. Marii Magdaleny bardzo się podobał.
Elgar odwołuje się często do mistycznej żarliwości dramatów Wagnera czy dokonań najlepszych twórców XIX-wiecznej symfoniki. Gdyby 100 lat temu któryś z naszych kompozytorów stworzył podobne oratorium, do dziś wypominalibyśmy mu zapożyczenia. Brytyjczycy natomiast wprowadzili Elgara do grona sław europejskiej muzyki. Powinniśmy zatem uczyć się od nich, jak bez kompleksów promować własnych artystów.
Nie miejmy zresztą za złe Elgarowi, że korzystał z dobrych, ale cudzych wzorów. Stworzył utwór własny i na swój sposób wyjątkowy. Trzeba jednak artysty, który dostrzeże wartości trwającego 100 minut misterium opowiadającego o przedśmiertnej wędrówce ludzkiej duszy na spotkanie z Najwyższym i znajdującej na koniec swe miejsce w zaświatach. Takim artystą okazał się we Wrocławiu Jacek Kaspszyk.
Dzięki niemu muzyka Elgara, zachowując rygor formy, zyskała metafizyczny wymiar. Dyscyplina połączyła się bowiem z bogactwem emocji. Pięknie brzmiały wielogłosowe anielskie chóry w wykonaniu zespołów Polskiego Radia z Krakowa, Filharmonii Wrocławskiej oraz brytyjskiego Hallé Choir. Szczególnie jednak urzekało bogactwo barw w grze orkiestry Filharmonii Wrocławskiej, ale też po kilku latach pracy Jacek Kaspszyk nie tylko ją odmłodził, ale – co ważniejsze – wprowadził na nowy, zdecydowanie wyższy poziom. Wyrazistą koncepcję dyrygenta uzupełniła zaś trójka brytyjskich śpiewaków: Jane Irwin, Allan Clayton i Jonathan Lemalu.