Skromniejsze oklaski dla Czerwonych Gitar

Dawni fani mogą usłyszeć tu pięć (!) wersji „Białego krzyża” i tyleż wariantów „Nie zadzieraj nosa”, „Takich ładnych oczu”, „Płoną góry, płoną lasy”. W sumie cztery godziny bez siedmiu minut z grupą nazywaną „polskimi bitelsami”

Publikacja: 09.09.2008 01:43

Skromniejsze oklaski dla Czerwonych Gitar

Foto: Rzeczpospolita

Nazywaną tak prawem kaduka. Z zespołem z Liverpoolu łączyło Czerwone Gitary to tylko, że podobnie jak Beatlesów muzyków było czterech (jedynie w samych początkach pięciu – z Jerzym Koselą). Lennon z McCartneyem nie pisali takich piosenek jak „Trzymając się za ręce”, o tym, że „gdzieś daleko jest Wołgi brzeg”, nie grali też „Wieczoru na redzie” Sołowiowa-Siedoja („Praszczaj, liubimyj gorod”) czy „Z rozkazu serca” Żalskiego („Dla żołnierza najważniejsze/ są rozkazy, a nie wiersze”.

No, ale Beatlesi nie musieli grać na festiwalach w Kołobrzegu czy Zielonej Górze. Z drugiej strony, czy Czerwone Gitary musiały?

Niewątpliwie największą zaletą albumu jest jego dokumentalność. Nagrania nie zostały podrasowane

Niewątpliwie największą zaletą albumu jest jego dokumentalność. Nagrania nie zostały podrasowane, słyszymy dokładnie to, co Klenczon, Krajewski, Dornowski i Skrzypczyk grali w Opolu, Sopocie, Kołobrzegu czy Zielonej Górze. Skrócone zostały jedynie oklaski publiczności. W przeciwnym bowiem razie zestaw musiałby liczyć osiem płyt, a nie cztery.

Nagrania bezlitośnie obnażają słabości zespołu, pokazują też, jak skromnymi środkami technicznymi dysponowali muzycy. Tak się grało w epoce bigbitu: brakowało wszystkiego poza energią, zapałem i dobrymi chęciami. „Smaczki” albumu to kiksy muzyków (i konferansjerów, z Lucjanem Kydryńskim na czele), pomyłki, a także kuriozalne nagranie superprzeboju... Jerzego Połomskiego „Cała sala śpiewa z nami”. To w 1979 roku w Opolu Krajewski, by wreszcie skończyć wielominutową owację i dopuścić do głosu kolejnego wykonawcę, zaintonował „Całą salę...”.

Najlepiej brzmią dziś piosenki mniej znane, nieograne. Poza tym te, gdy na plan pierwszy wysuwał się – jako kompozytor i wokalista – Klenczon. To jego numery przypominały, że w końcu to, co eufemistycznie nazywano mocnym uderzeniem, miało coś wspólnego z rockiem.

Z kolei muzycznie dojrzalej od Klenczonowej rąbanki przed-stawiają się utwory Krajewskiego z krótkiego okresu, gdy Czerwone Gitary grały z Dominikiem Kutą. Wtedy w Opolu zespół wystąpił z piękną piosenką do tekstu Wojciecha Młynarskiego „Pani Nadziejo”. I co? Takiej zimy na widowni Czerwone Gitary nie zaznały nigdy: ani wcześniej, ani potem.

Publiczność nie chciała awangardowych solówek, domagano się prostych, wpadających w ucho melodyjek. I na takie zapotrzebowanie Czerwone Gitary odpowiadały do końca współpracy grupy z Sewerynem Krajewskim, który to był kompozytorem „Pani Nadziejo”, jak również „Czekam na twój przyjazd” i „Bez naszej winy”, a nie Krzysztof Klenczon, jak podano w książeczce towarzyszącej całej edycji. Klenczon wtedy już się usamodzielnił, odszedł z zespołu i założył Trzy Korony.Mój Boże, kiedy to było!

Czerwone Gitary, Nagrania koncertowe z lat 1967 – 1980, Z archiwum Polskiego Radia, vol. 14-15. Polskie Radio SA, Warszawa 2008

Informacje o serii: www.polskieradio.pl

Nazywaną tak prawem kaduka. Z zespołem z Liverpoolu łączyło Czerwone Gitary to tylko, że podobnie jak Beatlesów muzyków było czterech (jedynie w samych początkach pięciu – z Jerzym Koselą). Lennon z McCartneyem nie pisali takich piosenek jak „Trzymając się za ręce”, o tym, że „gdzieś daleko jest Wołgi brzeg”, nie grali też „Wieczoru na redzie” Sołowiowa-Siedoja („Praszczaj, liubimyj gorod”) czy „Z rozkazu serca” Żalskiego („Dla żołnierza najważniejsze/ są rozkazy, a nie wiersze”.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Kultura
Łazienki Królewskie w Warszawie: długa majówka
Kultura
Perły architektury przejdą modernizację
Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne