Mediations Biennale przygotowywano cztery miesiące. Światowy rekord. I równie wielki sukces. Mnóstwo świetnych prac, rewelacyjnie zaaranżowanych. Przestrzenie ekspozycyjne zróżnicowane w klimatach – od marmurowych sal muzeum, poprzez prowizorkę kontenera, po hale Starej Drukarni.
Powiało wielkim światem: wzięci zagraniczni kuratorzy; autorzy, którzy przyjechali z odległych krajów – m.in. z Chin, Argentyny, RPA. A jaka publiczność! Tak wielonarodowego spędu w rodzimych galeriach nie widziałam. Przyznam – zazdrościłam Poznaniakom. Ale to kwestia ich tradycji. Solidni i uparci, potrafili skrzyknąć kilkanaście instytucji do zgodnej współpracy.
[srodtytul]Kolizje na trasie [/srodtytul]
Czy ktoś widział anioła z bliska? Jest okazja: leży przed wejściem do Centrum Sztuki Zamek. Miał otworzyć chińską ekspozycję, jedną z trzech głównych wystaw „Mediacji”. Tymczasem padł. Wygląda okropnie. Łyse skrzydła; siwe włosy w nieładzie; starcza, pomarszczona skóra. Niebiański emeryt. Może posłaniec niebios (wydelegowany przez chiński duet Sun Yuan & peng Yu) przeforsował się – leciał aż z Pekinu. A może zawadził o jedną z ośmiuset satelit, oplatających Ziemię ciasnym łańcuchem? Problemy miał także wilk, zatrzymany przez celników oraz obrońców praw zwierząt. Okazało się, że skóra czworonoga, element instalacji „Terytorium” autorstwa Qin Ga – to tak doskonała imitacja, że zwiodła speców. Tylko krowie kości, na których zwierzak stoi, są prawdziwe. Jednak artysta mógł zabrać się do pracy dopiero dzień po otwarciu poznańskiego biennale.
Trochę zamieszania było też z chryzantemami. Hermann Nitsch, jeden z gwiazdorów przeglądu, austriacki „klasyk” prowokacji, zamówił gigantyczne bukiety. A w kwiaciarniach jeszcze nie sezon. Trzeba było wybrać się na cmentarz. Chryzantemy dopełniają obraz, który wygląda jak krajobraz po masakrze. Krwawa masa, z niej skapują krwawe bryzgi. Charakterystyczny zapach chryzantem potęguje makabryczne skojarzenia.