Brytyjski „Telegraph” zapowiedział europejską trasę koncertową reżysera „Manhattanu”, trawestując żart Allena – kocha jazz, bo gdyby wolał Wagnera, po wysłuchaniu jego oper musiałby zaatakować Polskę. Tymczasem Woody ujawnił, że uwielbia Wisławę Szymborską i chce do nas przyjechać, by grać muzykę nowoorleańską. To jego największa miłość. Gdy pisanie i reżyserowanie stało się pracą, coponiedziałkowy koncert w Nowym Jorku jest świętem i radością, z której nie zrezygnował nawet wtedy, kiedy dostał Oscara. Po prostu nie pojechał do Los Angeles. Tam trwała gala, a on improwizował z kolegami nowoorleańskie rytmy.– Grając, wyłączam się z życia, relaksuję – mówi. Niczym Zelig przeistacza się w gwiazdę jazzu, upodobnia do bohaterów swojej młodości. Nie ukrywa, że kocha jazz, bo czas jego rozkwitu przypadł na złotą erę Nowego Jorku.
– Miasto kipiało całodobowym życiem dzięki niezliczonym nocnym klubom, kabaretom, teatrom – mówi. – Wszędzie rozbrzmiewała muzyka Cole’a Portera, George’a Gershwina, Duke’a Ellingtona, Louisa Armstronga. Styl tamtych lat był niepowtarzalny – faceci w kapeluszach i garniturach na miarę, kobiety z niezwykłymi fryzurami i z papierosami, na których zostawały ślady szminki. To epoka, która mnie inspiruje.
[wyimek]Allen uwielbia Szymborską i przyjeżdża do nas, by grać muzykę nowoorleańską [/wyimek]
Na klarnecie gra dłużej niż reżyseruje – już 51 lat, od 15. roku życia. Kiedy pierwszy raz usłyszał Sidneya Becheta, zażądał od rodziców instrumentu. Ćwiczy każdego dnia. O tym, że jazzową pasję traktuje poważnie, świadczy fakt, że artystyczny pseudonim – naprawdę nazywa się Woody Koenigsberg – zapożyczył od klarnecisty Woody’ego Hermana.
Publicznie jako klarnecista Woody Allen dał się poznać pod koniec lat 60., kiedy wystąpił ze słynnym nowoorleańskim Preservation Hall Jazz Band. Zespół gra w ścieżce dźwiękowej „Śpiocha”.