Odchodzą popowi romantycy

Simply Red kończą karierę w dobrym stylu. Wczoraj na Torwarze żegnali się kolekcją 20 świetnych, niezniszczalnych piosenek. Z muzyki pop znikają kolejni specjaliści do wzruszeń. Jeszcze chwila, a nikt nie będzie potrafił zaśpiewać o miłości

Publikacja: 04.05.2009 11:32

Simply Red na Torwarze

Simply Red na Torwarze

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[link=http://www.rp.pl/galeria/9145,1,300370.html][b]Zobacz galerię zdjęć z koncertu[/b][/link]

Na niedzielny koncert, przypominający nieco warszawski występ George’a Michaela, przyszli wychowankowie melodyjnego popu, ci w okolicach trzydziestki i nieco starsi. Koncepcja wieczoru też była podobna: zespół grał najlepsze utwory, bez wyraźnych zmian, by publiczność mogła je po raz ostatni usłyszeć w ulubionej wersji. Taki scenariusz to nie pójście na łatwiznę, ale ostateczny sprawdzian popowych piosenek. One nie mają prawa się zużywać - jeśli po 20 latach nie wymagają aranżacyjnego liftingu i pomagają przywołać tamto uczucie z pierwszej randki, to znaczy, że spełniły swoją rolę.

Kompozycje Simply Red trzymają formę, tak jak wokalista Mick Hucknall, ubrany schludnie w kamizelkę i spodnie w kant. Będzie mi go brakowało z dwóch powodów: jego łatwo rozpoznawalny głos i inspirowany soulem śpiew jest wśród europejskich wokalistów rzadkością. Jeszcze trudniej o muzyka, który wie, gdzie ma biodra i potrafi zrobić z nich użytek. Gdy odejdą ostatni piosenkarze jego generacji, będziemy skazani na płaski falset Justina Timberlake’a i stojących zawsze w rozkroku umięśnionych spadkobierców hip-hopu.

Bezpretensjonalność piosenek Simply Red, ich lekkość i subtelność, każe docenić urodę popu lat 90. Hucknall śpiewa proste teksty, ale nie ma w nich banałów, tylko ujmująca szczerość miłosnych wyznań. Dla dzisiejszych gwiazd popu – kosmiczna i niewykonalna.

„Nie bój się, to tylko miłość” – rozpoczął w „It’s Only Love” łagodnym tonem i w delikatnie pulsującym utworze uspokajał, że w okazywaniu uczuć nie ma nic złego. Po chwili buchnął miłosny płomień „A New Flame” – gdzieś nad mocnym perkusyjnym werblem wirowały słowa o tym, że zadurzenie nie może nikomu zaszkodzić. Simply Red zostawiają w muzyce popowej indywidualny ślad: charakterystyczne brzmienie z pogranicza soulu, funku i brytyjskiej melodyki; wszystkie ich utwory mają specyficzny rytm – zapożyczony od Afroamerykanów, ale złagodzony, wypolerowany.

W przeciwieństwie do dominującego na przełomie la 80. i 90. pop-rocka, Simply Red oferowali miękkie, taneczne piosenki, w których ważniejszy od gitary był saksofon - czasem bardzo efektowny, jak w witanej wczoraj okrzykami „Something Got Me Started”. Zmysłowy głos Hucknalla stapiał się z żeńskimi chórkami w poświęconej dzieciom balladzie „For Your Babies” i sprzyjającej sentymentalnym podróżom w przeszłość „Holding Back The Years”.

Ale repertuar Simply Red to nie tylko strefa dla romantyków. Stara „Money’s Too Tight To Mention” świetnie się nadaje na czasy kryzysu. „Wylali mnie z roboty, zalegam ze spłatą czynszu, a moje dzieci potrzebują nowych butów” – tak brzmi początek. Dalej jest o tym, jak panowie kongresmani głosują nad kolejnymi ustawami, a my wciąż mówimy o pieniądzach, których nie mamy.

W drugiej połowie lat 90. zespół nagrywał mniej hitów, ale „Sunrise” i „Fairground” świadczą, że muzycy dobrze odnaleźli się w klubowych trendach. „Fairground” z oryginalnie zmiksowanym podkładem samby, był najmocniejszym akcentem koncertu – w refrenach błyskały barwne światła, jak w tytułowym lunaparku, a optymistyczne wersy o powrocie do domu i nadziei śpiewała za Hucknalla publiczność.

Fani wyręczyli go także w „Stars”, jednej z najładniejszych ballad ubiegłej dekady. Na finał muzycy zostawili swój największy przebój. Co prawda „If You Don’t Know Me By Now” został zapożyczony z repertuaru Harolda Melvina & The Blue Notes, ale tylko dzięki Simply Red wszedł do popowego kanonu. I chociaż radia grają go do znudzenia, to kiedy Hucknall raz jeszcze śpiewa o trwaniu w bliskości i zaufaniu, trzeba wysłuchać do końca. Nie tylko dlatego, że śpiewa pięknie. Również dlatego, że dziś w muzyce romantyków już nie ma.

[link=http://www.rp.pl/galeria/9145,1,300370.html][b]Zobacz galerię zdjęć z koncertu[/b][/link]

Na niedzielny koncert, przypominający nieco warszawski występ George’a Michaela, przyszli wychowankowie melodyjnego popu, ci w okolicach trzydziestki i nieco starsi. Koncepcja wieczoru też była podobna: zespół grał najlepsze utwory, bez wyraźnych zmian, by publiczność mogła je po raz ostatni usłyszeć w ulubionej wersji. Taki scenariusz to nie pójście na łatwiznę, ale ostateczny sprawdzian popowych piosenek. One nie mają prawa się zużywać - jeśli po 20 latach nie wymagają aranżacyjnego liftingu i pomagają przywołać tamto uczucie z pierwszej randki, to znaczy, że spełniły swoją rolę.

Pozostało 82% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla