Na zakończenie sezonu Opera Narodowa zaprosiła widzów na „Creations”. Składankowy spektakl miał podtytuł: „warsztat choreograficzny”, sugerujący, że oglądamy coś, co jest raczej próbą, ćwiczeniem, a nie w pełni artystycznym widowiskiem. A jednak takiego przedsięwzięcia nie oglądaliśmy od wielu lat.
Krzysztof Pastor, który dwa miesiące temu został szefem Polskiego Baletu Narodowego utworzonego z zespołu baletowego warszawskiej Opery, zapowiedział, że chce dać szansę młodym choreografom.
Podobne deklaracje składali przed nim inni dyrektorzy, on jako pierwszy zamiar ten zaczął realizować. W następnym sezonie ma się bowiem odbyć premiera „Creations 2”.
W podobny sposób działają wszystkie zespoły liczące się w świecie. Ważne premiery przygotowują tam wybitni twórcy, dla debiutantów są spektakle warsztatowe. Kto się sprawdzi, zyskuje możliwość zrealizowania całego własnego przedstawienia. Ta zasada nie obowiązuje jednak w naszym kraju (z wyjątkiem Polskiego Teatru Tańca). Nic dziwnego, że rodzima choreografia od dawna znajduje się w stanie głębokiego kryzysu, a młodym artystom pozostawało tworzenie własnych półamatorskich grup.
Warszawskie „Creations” pozwala mieć nadzieję, że ta sytuacja wreszcie się zmieni. Ta premiera była przełomowa także z innego względu. W całości przygotowali ją sami tancerze, z których tylko niektórzy pojawili się na scenie. Pozostali wzięli na siebie (społecznie) wszystkie prace techniczne i organizacyjne, łącznie z projektami plakatu czy kostiumów.