– Kiedy kogoś żegnamy, czynimy nadzwyczajny wysiłek, by zmaterializować wspomnienia, sytuacje, w których znaleźliśmy się z odchodzącym – mówił Jan Englert.
– Owszem, udaje mi się przywołać Zbyszka w różnych sytuacjach – wspominał dyrektor Narodowego – Zbyszka – asystenta w szkole kroczącego korytarzem, bo Zbyszek kroczył, nie chodził. Zbyszka grającego w brydża ze studentami, w czasie strajków w 1982 roku. Zbyszka wchodzącego do Bałtyku bez względu na to, jaka jest temperatura wody i powietrza. Zbyszka z pieskiem na spacerze. Zbyszka chowającego wstydliwie papierosa w rękawie, gdyż wstydził się sam przed sobą, że złamał się i zapalił. Zbyszka w garderobie rozwiązującego krzyżówki.
Zbyszka zbulwersowanego w szkole. Zbyszka, który nie mógł zrozumieć, dlaczego świat tak dziwnie się sprostaczył. Ale to wszystko są tylko mgnienia. Natomiast złapałem się na tym, że Zbyszek żyje... Jest wśród nas w setkach ról. To są postaci, które nam towarzyszą i będą towarzyszyć. Gdyby ktoś zadał sobie trud policzenia wszystkich ról stworzonych przez niego w teatrze, radiu, filmie, telewizji, myślę, że Zbyszek byłby absolutnym rekordzistą świata. I żadna z tych ról nie była byle jaka.
Profesjonalizm, całkowite oddanie teatrowi i sztuce aktorskiej, skupienie na pracy podkreślali wszyscy żegnający Zbigniewa Zapasiewicza. Studenci z Akademii Teatralnej wspominali, że o mówieniu wierszem wiedział wszystko. – Nauczył nas odróżniać fałsz od prawdy. Gwiazdorski popis od prawdziwej kreacji – mówił Andrzej Brzoska, przywołując zasługi aktora dla Teatru Polskiego Radia.
Antoni Libera opowiadał o wieloletniej przyjaźni ze Zbigniewem Zapasiewiczem. Mówił o wspólnej pracy nad sztukami Becketta. Przypominał niezwykłe wydarzenie w historii polskiej kultury, jakim okazało się spotkanie Zapasiewicza ze Zbigniewem Herbertem. – Tak jak w pewnym sensie był on Panem Cogito, tak – w innym jeszcze szerszym – był tajemniczym posłańcem słowa, posłańcem słów wielkich: Homera, Szekspira, Mickiewicza, Herberta, w imieniu których przychodził, aby nas pocieszyć. A teraz, gdy "smutna opowieść opowiedziana została po raz ostatni zostaliśmy z echem tych słów jak obróceni w kamień".