Dla większości wokalistów, producentów i instrumentalistów, którzy współtworzyli ten album, Mieczysław Fogg mógłby być pradziadkiem. Uwspółcześnili jego piosenki, odkrywając na nowo ich dowcip i romantyzm. Nie chodzi tylko o to, że stworzyli modne aranżacje, szanując oryginał. Słychać, że oni te sentymentalne tony i słowa z minionej epoki odnaleźli w sobie.[wyimek]Płyta jest sygnałem, że młodzi tęsknią za światem, w którym liczą się subtelność i uczucia[/wyimek]
Płyta emanuje czułością i życzliwym spojrzeniem na świat. Czyli tym, czego teraz brakuje w ofercie polskich rozgłośni i w radiowęzłach centrów handlowych. Może „Cafe Fogg 2” jest sygnałem, że młodzi wykonawcy tęsknią za światem, w którym liczyły się subtelność i uczucia.
Aż kusi, by wyobrazić sobie listę przebojów, na której królowałyby piosenki z tej płyty. Miejsce pierwsze – Dorota Miśkiewicz „Mieszkam tu nad Wisłą”. Jej delikatny śpiew idealnie oddaje romantyczny nastrój utworu. Miśkiewicz łagodnie swinguje, a opowieść o spacerach nad rzeką kręci się pomalutku jak staromodna karuzela. Na miejscu drugim przez wiele tygodni trzymałoby się dynamiczne „Tango Milonga” Marii Sadowskiej. Teraz już nie tańczy się w parach i mało kto zna kroki tanga, za to na klubowych parkietach – tłok. Sadowska wykonuje wersję z pogranicza popu i disco – pełną energii i lekką. Wyciszone bity i pauzy pozwalają wybrzmieć poetyckim wersom, a Sadowska wie, jak śpiewać, by dziś poruszyć: mocniej niż za czasów Fogga, ale z wyczuciem.
O miejsce trzecie rywalizowaliby dwaj zmysłowi wokaliści: Mietek Szcześniak niosący „Siedem czerwonych róż” i zakochany jak wariat Mateusz Krautwurst w „Ty masz dla mnie coś”. Wykonanie Krautwursta przyprawia o ciarki, za to Szcześniak czułym soulowym głosem trafia prosto w serce.
Tysiące rozmarzonych dziewcząt mdlałyby przy radioodbiornikach, wsłuchując się w uwodzicielski głos dżentelmenów z Audiofeels w „Ja mam czas, ja poczekam”. I ufałyby tym zapewnieniom nawet dziś, w epoce szybkich romansów.