[b]Rz: Pana nowy album zyskuje z każdym przesłuchaniem. Jak pan to osiągnął?[/b]
[b]Tomasz Stańko:[/b] Moją tajemnicą jest intensywne, dokładne i głębokie przygotowanie się do nagrania. Nie wszyscy muzycy mają tyle co ja czasu na pracę nad nowym albumem. Od wydania poprzedniego upłynęły trzy lata. Wykorzystałem ten czas na przejście w nową muzyczną przestrzeń. Chciałem nagrać inną płytę, ale nie od razu wiedziałem jaką. Wykorzystywałem każde spotkanie, żeby zestawić nowy zespół. Intuicyjnie czułem, że potrzebuję gitary. Nie chciałem grać z saksofonem, potrzebny był mi drugi głos, żeby czasem grać z nim unisono. Wcześniej grywałem je z fortepianem, ale kiedy dołącza do nas gitara, tworzy się naprawdę piękne brzmienie.
[b]Wśród nowych kompozycji jest m.in. zaskakująca bossa nova. Skąd brazylijskie inspiracje?[/b]
Z naszych ubiegłorocznych koncertów w tym kraju. Już dawno śniły mi się takie dziwne bossa novy, inne niż pisał Jobim. Ta muzyka intryguje mnie. Z jednej strony jest pełna radości życia, a z drugiej – melancholii, innej niż nasza, bo słonecznej. Ma lekkość latynoskich rytmów, subtelność męskich głosów, jak Caetano Veloso. To zupełnie odmienna ekspresja niż np. w amerykańskim bluesie. Do tej muzyki idealnie nadaje się gitara. Napisałem temat „Samba Nova”, bo teraz mam w zespole gitarzystę. Inspiracją były dla mnie również nagrania Sonny’ego Rollinsa z Jimem Hallem. I znalazłem gitarzystę Jakoba Bro, który gra w stylu Halla. Jak zwykle pomógł mi przypadek, usłyszałem go w zespole Paula Motiana. Pierwszy koncert zagraliśmy dwa lata temu, w listopadzie. Wtedy zacząłem intensywniej pracować nad kompozycjami na nowy album.
[b]Czy tematy z nowej płyty będą miały inne, koncertowe aranżacje?[/b]