Bob Dylan zachował się jak prawdziwy Święty Mikołaj. Przekazał cały dochód z albumu „Christmas in the Heart” na rzecz fundacji Feeding America, która dokarmia w święta bezdomnych i niedożywionych. A jest ich w Ameryce 35 mln!
Dylan jest ostatnią osobą na świecie, która powinna wykonywać kolędy i pieśni bożonarodzeniowe: jego chrapliwy głos mógłby przestraszyć dzieci zgromadzone wokół choinki... Jednak nie śpiewa dla maluchów. Nagrał album dla rówieśników i fanów w wieku średnim, którzy zmagają się z upływem czasu i dzięki starym piosenkom chcą jeszcze raz poczuć czar minionych świąt. Albo – nie jest im w smak współczesna muzyka pop i wolą od niej klasyczne bluesowo-folkowe klimaty z przełomu lat 50. i 60.
[srodtytul]W duecie z Bachem[/srodtytul]
W tym stylu Dylan zaśpiewał tradycyjne kolędy „The First Noel” i „O Little Town of Bethlehem”, a także „The Christmas Song” z repertuaru Nat King Cole’a. Gdy wykonuje „Winter Wonderland” z towarzyszeniem countrowych skrzypek, jego ostry śpiew łagodzą anielskie głosy chórzystek. Sielsko grają dzwonki w „Here Comes Santa Claus”. A w pierwszym od 1997 r. teledysku, w którym wystąpił, nakręconym do muzyki „Must Be Santa”, pokazał zwariowaną bożonarodzeniową balangę. W czapce Świętego Mikołaja przechadza się między tańczącymi i podkręca tempo imprezy, ostro grając polkę na czele swojego zespołu. Powstała wspaniała płyta, której można słuchać cały rok.
Bob Dylan imponuje otwartością i pomimo swojego żydowskiego pochodzenia nie miał problemu z nagraniem chrześcijańskich kolęd. Sting tymczasem daje dowody żenującej politycznej poprawności. Promując najnowszą płytę „If on a Winter’s Night”, przemilcza religijny charakter części nagranych pieśni i podkreśla, że album dedykowany jest... zimie. A przecież tytułowym bohaterem rozpoczynającej krążek baskijskiej kolędy „Gabriel’s Message” jest archanioł, który dwukrotnie zwiastował narodziny Jezusa Chrystusa.