Obiektywny obiektyw nie istnieje

Większość sądzi, że problemy kompozycyjne i techniczne w fotografii należą do przeszłości. Każdy efekt można uzyskać, wszystko poprawić. Na pozór Photoshop daje całkowitą swobodę. Nie do końca

Publikacja: 16.06.2010 11:56

Monika Małkowska

Monika Małkowska

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Monika Małkowska, autorka jest krytykiem sztuki w „Rzeczpospolitej”

Bo oto pojawiła się kwestia natury etycznej. Istotna zwłaszcza w odniesieniu do fotografii prasowej. Na ile wolno ingerować w rzeczywistość? Skoro fotoreportaż (czy pojedynczy dokument) ma rejestrować wydarzenia, ile można w odbitkach zmienić wobec pierwotnego zapisu?

Galeria zdjęć

Szybsi niż wzrok

Regulaminy konkursów prasowych akceptują jedynie korekty niewykraczające poza to, co można uzyskać w tradycyjnej ciemniowej obróbce. Bo gdyby zdjęcie prasowe można było poprawiać w nieskończoność, nie mielibyśmy do czynienia z dokumentami. A przecież chcemy wierzyć, że fotografia w gazecie pokazuje prawdę. Że obiektyw był – zgodnie z nazwą – obiektywny. Że dzięki kamerze i człowiekowi, który ją skierował, gdzie trzeba, stajemy się uczestnikami najważniejszych wydarzeń.

To jedna z przyczyn, dla których konkursy fotografii prasowej cieszą się ogromnym powodzeniem wśród publiczności.

Inny powód, dla którego chętnie oglądamy fotoreporterskie kadry, to uwiecznianie tego, co dla większości niewidoczne. Nie chodzi o kryptofotografię. Po prostu nie potrafimy wyławiać najsmaczniejszych scen z sekwencji zdarzeń. Nasz wzrok funkcjonuje zbyt wolno.

Na przykład w sporcie akcje przeprowadzane są tak błyskawicznie, że nie zawsze oko jest w stanie zarejestrować przebieg zdarzenia. Trzeba mieć ten specjalny rodzaj instynktu, którym dysponują najlepsi fotografowie prasowi, żeby skierować obiektyw na najgorętszy punkt. Jak Roman Bosiacki podczas berlińskich mistrzostw lekkoatletycznych, kiedy trafniej niż koledzy po fachu przewidział ruchy mistrza świata w rzucie dyskiem i uwiecznił, jak zdzierał koszulkę (chodzi o pamiętny gest Roberta Hartinga). Przy okazji ustrzelił tłumek fotoreporterów usiłujących nadążyć za zdobywcą nagrody. Tak powstały dwie foty w jednej: triumf sportowca i porażka facetów z aparatami.

Dobre zdjęcie reporterskie niejako symbolizuje wydarzenie. Po upływie pewnego czasu jesteśmy pewni, że spotkanie polityków, mecz, uroczystość w domu starców, powódź wyglądały tak jak na fotografii…

W słońcu i w cieniu

Chcemy prawdy o wydarzeniach, o świecie. To wręcz mania współczesności. Ludzie sądzą, że rzetelne relacje pozwolą im wyrobić sobie właściwe sądy o dzisiejszych czasach. Ergo, pomogą żyć. Stąd obsesja na punkcie dokumentów i dowodów. Tych prawdziwych, niezafałszowanych. Tylko że… takich nie ma.

Choćby sprawa kompozycji: kadr jest subiektywnym wyborem, moment naciśnięcia migawki, odległość od obiektu, ustawienie ostrości. Wystarczy spojrzeć na genialne ujęcie Putina i Tuska na sopockim molo. Tę pracę autorstwa Łukasza Ostalskiego jury tegorocznego 6. konkursu

BZ WBK Press Foto uhonorowali najwyższym laurem. Dlaczego? Przecież nie za to, że w jednej scenie uczestniczą obydwaj mężowie stanu – ten moment uwieczniło wielu innych. W tym przypadku liczy się wiele: wymowne spojrzenie rosyjskiego premiera i trudny do określenia wyraz twarzy szefa naszego rządu; światło na sylwetce Putina i zacienione oblicze Tuska; wreszcie – perspektywa, w jakiej obie głowy pozostają względem siebie.

Albo taki kadr, z innej parafii – dział przyroda i środowisko naturalne, III nagroda. Karol Zienkiewicz uchwycił pysk wyłaniającego się z basenu delfina (roześmianego, jak zwykle te ssaki) i leżącą nieopodal plażowiczkę, dziwnie skrzywioną w słonecznym blasku.

Cierpienie w domyśle

Jak widać z powyższych przykładów, udawanie obiektywizmu w fotografii również jest wyborem.

Nieraz właśnie neutralność przychodzi z największym trudem. Dowiódł tego Wojciech Wilczyk wystawą „Niewinne oko nie istnieje” (w łódzkim Atlasie Sztuki w 2009 r.). Autor przejechał kilkadziesiąt tysięcy kilometrów tropami żydowskich synagog; zarejestrował prawie 6 tysięcy kadrów. Każde ujęcie wedle takich samych zasad: frontalnie ustawiona fasada budynku, żadnego człowieka w pobliżu. Zdjęcia wydają się uczuciowo wyjałowione. Celowo. Za ludzi „mówi” otoczenie.

Podobnie stało się w przypadku pracy uhonorowanej I nagrodą w grupie portret. Tomasz Kamiński sfotografował niejaką panią Ewę, eksprostytutkę, potraktowaną przez byłego alfonsa żrącym kwasem. Kobieta, którą czeka wiele operacji plastycznych, zasłoniła zeszpeconą twarz innym zdjęciem. Widać tylko jej poranione ciało. Nie trudno się domyślić, w jakim stanie znajduje się jej oblicze… To zdjęcie pozowane – czy można uznać je za spontaniczną rejestrację rzeczywistości? Ale czasem, dla dobra sprawy i ludzi, nie należy działać zbyt szybko. Fotografowani muszą oswoić się z fotografem. Zaufać mu.

Z pewnością trochę trwało, zanim pani Wacława Pindelska poczuła się swobodnie w obecności Mikołaja Nowackiego, zdobywcy I nagrody za fotoreportaż w dziale społeczeństwo, i nie wahała się ujawnić swoich uczuć. To opowieść o chudej jak patyczek staruszce i jej ostatnich dniach. Najbardziej ściskają za gardło dwa kadry: ręka starowinki dotykająca dłoni syna oraz wynoszenie trumny z jej zwłokami, której to scenie przygląda się syn, niemal niewidoczny na tle ciemnej ściany.

Jak było naprawdę

Wszystkie dziedziny twórcze opętał szał prawdomówności. W literaturze mamy modę na pamiętniki, dokumenty, wywiady rzeki.

Podobny trend obserwujemy w sferze kinematografii. Niemal każdy film, choćby był jedynie „impresją na temat”, stosuje chwyty rodem z dokumentu. Nierzadko miesza się współcześnie nakręconą fabułę z fragmentami kronik filmowych, amatorskimi zapisami wideo, zdjęciami z epoki.

A propos tamtych czasów, niedawno pojawił się w księgarniach album Jana Morka „Fotografie z PRL-u”. Robił zdjęcia ponad cztery dekady, rejestrował oficjałki i zwyczajne życie. Kto by chciał zobaczyć, jak wyglądali rodacy sprzed mniej więcej 40 lat, niech im się przyjrzy w ujęciach Morka. Co ciekawe, tom został oceniony wyjątkowo wysoko, choć materiał ilustracyjny jest przeciętnej jakości. Po prostu punktowana była prawdomówność autora.

Bo my, mieszkańcy krajów postsocjalistycznych, jesteśmy szczególni uwrażliwieni na kłamstwo. Długo karmieni propagandą łakniemy prawdy jak innych dóbr, których poprzedni system nas pozbawił.

Co najbardziej pociąga w zdjęciach reporterskich? Autentyzm. Prawda. A ta nie musi być piękna. Byle z charakterem. Zachód już dawno odkrył i zachwycił się „fascynującą brzydotą” uwiecznioną w fotodokumentach. Och, to może być wszystko – zapyziała prowincja, nędzne przedmieścia, targowiska tandety; stare pomarszczone twarze; zwykli ludzie w codziennych sytuacjach. Polska okazała się kopalnią fotoreporterskich skarbów spod znaku vintage. W dobie PRL mieliśmy artystów kamery o niezwykłym „instynkcie chwili”. Dowodem – warszawskie wystawy z ostatnich lat: „Dokumentalistki” w Zachęcie, „60 lat temu. Z archiwów PAP 1947 – 48” w Domu Spotkań z Historią, „Polska lat 70.” w PKiN, retrospektywa Tadeusza Rolke „Wszystko jest fotografią” w CSW oraz „Budowniczowie świata fotografii. Polska fotografia drugiej połowy lat 40. XX w.” – jedna z wystaw 6. Biennale Fotografii w Poznaniu.

Są kadry pozaczasowe. Ich prawda jest uniwersalna, toteż zawsze będą wzbudzały emocje. Trzęsienia ziemi na Haiti i jego skutki pokazywano na najróżniejsze sposoby. W kadrach Tomasza Woźnego (I nagroda w dziale wydarzenia) prawie nie widać ofiar. Ale mimo to – a może tym bardziej – widać skalę zniszczeń.

W grupie cywilizacja najwyższe notowania uzyskała praca na bardzo aktualny temat – powódź (choć były to podtopienia ubiegłoroczne). Dorota Awirko-Klimek uchwyciła mieszkańca wsi Bogdanka wspartego na płocie, wpatrującego się w zalane podwórko i… czekającego, aż wody opadną. Bo co innego można zrobić?

Podobnie przerażony i bezradny wydaje się piesek ze wsi Kaniuki, chowający się za nogą pana jak wiejski dzieciak. Niepotrzebnie się boi – działacze na rzecz praw zwierząt właśnie postawili mu budę! Ten moment uwiecznił Karol Zienkiewicz, zdobywając II nagrodę w kategorii przyroda i środowisko naturalne. Inaczej uzewnętrznia się strach oraz męka na twarzy Zbigniewa Chlebowskiego – po twarzy byłego szefa Klubu PO tłumaczącego się z udziału w aferze hazardowej spływają ciężkie krople potu (zdjęcie Macieja Biedryckiego, II nagroda w grupie wydarzenia). Natomiast z twarzy niejakiego Kayuma z Meksyku bije niewzruszony spokój. Nic dziwnego, taki ma zawód: jest szamanem, ostatnim przedstawicielem tej profesji w Lacanja Chansayab, co uwieczniła Krystyna Bielatowicz. I zdobyła I nagrodę w kategorii portret. Może ingerował czarownik? Ale to nie tyle prawda, ile domysły.

Monika Małkowska, autorka jest krytykiem sztuki w „Rzeczpospolitej”

Bo oto pojawiła się kwestia natury etycznej. Istotna zwłaszcza w odniesieniu do fotografii prasowej. Na ile wolno ingerować w rzeczywistość? Skoro fotoreportaż (czy pojedynczy dokument) ma rejestrować wydarzenia, ile można w odbitkach zmienić wobec pierwotnego zapisu?

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali