Młodzi muzycy i ich charyzmatyczny szef, 29-letni Gustavo Dudamel, zaprezentowali się wczoraj tak, jak ich opisują światowe media. Widzowie w Operze Narodowej słusznie domagali się bisów, bo otrzymali to,
na co liczyli. Poważny koncert przemienił się w szalony show. Żywiołowe mambo połączyło w tańcu 150 muzyków.
Ta poważna orkiestra potrafi bowiem cieszyć się muzyką, a żywiołowość tych dwudziestoparolatków jest naturalna. Lata spędzone w szkołach tzw. El Sistema w Wenezueli rozwinęły w nich natomiast poczucie muzycznej dyscypliny, które połączone z naturalną, radosną ekspresyjnością daje na estradzie interesujące rezultaty. Zwłaszcza gdy Simon Bolivar Youth Orchestra gra utwory kompozytorów latynoamerykańskich, takich jak Alberto Ginastera.
Tańce z baletu „Estancia” tego Argentyńczyka zabrzmiały tak efektownie także dlatego, że Gustavo Dudamel ma wręcz zmysłowe podejście do muzyki. Nie jest typem dyrygenta intelektualisty i analityka. On ją po prostu świetnie wyczuwa.
Nie zawsze to wszakże wystarcza, co udowodniło wykonane także przez Wenezuelczyków „Święto wiosny” Igora Strawińskiego. W tych epizodach, w których muzyka ma przekazać dziką i brutalną zmysłowość starosłowiańskiego rytuału, orkiestra wypadła świetnie. Kiedy jednak to genialne dzieło nabiera wyciszenia, trzeba wczuć się w jego specyficzny klimat, bogactwo niuansów. Tego tym razem zabrakło, muzyka – zwłaszcza na początku II części – snuła się nieco bezbarwnie.