Zdecydował się na wielkie przedsięwzięcie, wieczór rozpocznie się o 20.30 i ma trwać dwie i pół godziny. Orkiestrę poprowadzi hiszpański dyrygent David Gimenez, w programie – przeboje muzyki poważnej i rozrywkowej. Na miejsce koncertu wybrano stadion żużlowy, który może pomieścić 10 tysięcy ludzi. Bilety kosztują od 70 do 400 złotych.
Czy będzie tylu chętnych do posłuchania dawnego gwiazdora? Kiedy rok temu 62-letni Carreras ogłosił w Londynie, że nie będzie już występował w operze, ale nie rezygnuje z koncertów estradowych, nie wzbudziło to większego zainteresowania. Tak samo jak i późniejsze dementi oświadczenia, ponieważ od kilku lat i tak wiadomo, że tenor nie ma odwagi i kondycji wokalnej, by wziąć udział w całym spektaklu. Ograniczył aktywność do nagrywania płyt, a jego recitale mają często charakter charytatywny. Zbiera pieniądze dla założonej przez siebie fundacji wspierającej program walki z białaczką. Sam padł ofiarą tej choroby, którą zdiagnozowano u niego w 1987 r. Dzięki wsparciu lekarzy, ale i ogromnej woli życia potrafił ją pokonać.
Białaczka wyznaczyła cezurę w karierze Jose Carrerasa. Przed chorobą, począwszy od operowego debiutu w 1970 roku, ten syn policjanta drogowego i fryzjerki z Barcelony śpiewał wspaniale i mógł ubiegać się o miano najlepszego tenora na świecie. Miał głos o pięknym, naturalnym brzmieniu, z łatwością pokonywał wszelkie wokalne problemy techniczne, a temperament sprawiał, że w każdym scenicznym wcieleniu prezentował się porywająco.
Jego heroiczne zmagania z białaczką sprawiły, że zyskał sympatię milionów ludzi. A po słynnym, rzymskim koncercie „Trzech tenorów” w 1990 r. razem z Luciano Pavarottim i Placido Domingo stał się idolem kultury masowej. Dyskontował to w kolejnych popisach na stadionach czy w parkach z kolegami-tenorami, a także solowymi koncertami. Jeden z nich odbył się w 1996 roku na placu Piłsudskiego w Warszawie. Honorarium przeznaczył dla kliniki hematologii i onkologii Akademii Medycznej w Warszawie.
Nikt w owym czasie nie zważał, że jego głos nie miał takiego blasku jak przed chorobą. Tym niemniej pod koniec lat 90. stał się już tylko członkiem słynnego tercetu tenorów. Pavarotti i Domingo z powodzeniem kontynuowali solowe kariery, on korzystał z faktu, że świat oczekiwał kolejnych wspólnych popisów całej trójki. Popularność podtrzymywał albumami z popularnymi pieśniami czy piosenkami.