Lincz z Wielkim Jantarem na festiwalu debiutów w Koszalinie

Wielki Jantar festiwalu w Koszalinie dla filmu "Lincz" Krzysztofa Łukaszewicza o samosądzie we Włodowie

Aktualizacja: 21.09.2010 21:30 Publikacja: 19.09.2010 18:47

Kadr z nagrodzonego filmu „Lincz”

Kadr z nagrodzonego filmu „Lincz”

Foto: Młodzi i Film

– "Młodzi i film" jest ważnym festiwalem. Być może najważniejszym w Polsce – mówił podczas przeglądu Janusz Kijowski, dyrektor programowy imprezy. – Jeśli ktoś obejrzał 14 fabuł w konkursie długich metraży i ponad 70 filmów w rywalizacji krótkometrażówek, to może czuć się tak, jakby zajrzał w przyszłość naszej kinematografii.

Co widać na horyzoncie? Kiedyś w polskim kinie dominowały komedie gangsterskie. Potem przyszła moda na przygnębiające filmy o śląskiej biedzie i beznadziei, które zostały wyparte przez polukrowane – aż do przesady – komedie romantyczne.

Teraz na scenę wkracza pokolenie reżyserów szukających inspiracji w głośnych reportażach, dramatach opisanych na pierwszych stronach gazet lub w kronikach kryminalnych.

– Życie jest ciekawsze od fikcji – podkreślał Krzysztof Łukaszewicz, którego "Lincz" triumfował w konkursie filmów pełnometrażowych. Fabuła jest inspirowana tragedią z Włodowy. W 2005 roku sześciu mężczyzn z warmińskiej wsi dokonało samosądu na recydywiście terroryzującym jej mieszkańców.

[srodtytul]Sensacyjne opowieści[/srodtytul]

Łukaszewicz rekonstruuje wydarzenia. Oczywiście, z dużą domieszką fikcji i sporą dawką sensacji. Według reżysera zlinczowany bandyta to demoniczna postać rodem z mrocznego dreszczowca. Gdy ktoś nie chce dać mu na wódkę, tnie ofiarę nożem lub bije do nieprzytomności. Chwilami jest bardziej sadystyczny niż Hannibal Lecter. Dlatego mieszkańcy – nie mogąc liczyć na wsparcie policji – postanawiają bronić się na własną rękę.

"Lincz" jest świetnie zrealizowany. Łukaszewicz rozgrywa opowieść w konwencji ostrego reportażu telewizyjnego. Dba o szybkie tempo. Z wyczuciem stopniuje napięcie. Choć jest samoukiem, udowadnia, że ma niezły warsztat.

Niestety, nakręcił film populistyczny z nachalnie lansowaną tezą o słabości państwa i bezwzględności prawa. W ujęciu Łukaszewicza aresztowani sprawcy samosądu przechodzą piekło. Policjanci traktują ich jak kryminalistów. Pozbawiony wrażliwości prokurator domaga się surowych kar. W końcu jeden z mężczyzn – zniszczony psychicznie przez wymiar sprawiedliwości – popełnia samobójstwo.

Łukaszewicz próbuje również analizować w filmie, dlaczego zwykły człowiek, w sytuacji bezsilności i zagrożenia, dokonuje zbrodni. Szkoda, że udziela najbardziej oczywistych odpowiedzi.

Zupełnie inaczej postąpił Paweł Sala w "Matce Teresie od kotów" (nagroda za reżyserię). Historię dwóch braci, którzy zamordowali matkę, też potraktował jako pretekst do poszukiwania źródeł zła. Ale – w przeciwieństwie do Łukaszewicza – nie zbudował jednoznacznego obrazu zdarzeń. Podsunął jedynie tropy, z których widz sam musi wysnuć wnioski.

Rywalizację o Wielki Jantar zdominował w tym roku nurt kina faktu. Oprócz "Linczu" i "Matki Teresy od kotów" nagrody zdobyły także: "Cisza" Sławomira Pstronga (laur publiczności), "Hel" Kingi Dębskiej (najlepszy scenariusz) i "Zwerbowana miłość" Tadeusza Króla (najlepsza aktorka).

Film Pstronga powstał na kanwie tragedii tyskich licealistów zasypanych przez lawinę podczas wyprawy na Rysy. "Hel" jest historią uzależnionego od narkotyków psychiatry. Kinga Dębska przeczytała o jego losach w jednym z reportaży prasowych. Akcja "Zwerbowanej miłości" toczy się pod koniec lat 80., gdy szefowie SB wydają rozkaz kopiowania teczek, by zabezpieczyć się na przyszłość. Podobno reżyser usłyszał o tym od byłego agenta w trakcie zakrapianej imprezy.

[srodtytul]Zamrożone uczucia[/srodtytul]

W Koszalinie przegrały natomiast filmy o samotności i zamrożonych uczuciach. Najlepszy spośród nich – "Erratum" Marka Lechkiego – dostał jedynie nagrodę dziennikarzy i laur za dźwięk. Według mnie ta piękna, subtelnie poprowadzona opowieść o odnajdywaniu samego siebie zasługiwała na znacznie więcej. Lechki nakręcił "Erratum" wbrew narracyjnym schematom, wykorzystując impresyjne zdjęcia. Znakomicie poprowadził aktorów. Zwłaszcza grającego główną rolę Tomasza Kota, który dzięki reżyserowi pokazał, że jego repertuar środków wyrazu nie ogranicza się do komedii.

Filmem łamiącym utarte konwencje był także "Nie opuszczaj mnie" Ewy Stankiewicz (nagroda za zdjęcia). Reżyserka rozpoczyna opowieść od naturalistycznego dramatu, w którym dwoje ludzi – dziennikarka i zakonnik – desperacko walczą o przedłużenie życia najbliższym. A później stawia na poetycki kolaż. Powstał film nierówny, chwilami chaotyczny. Ale sygnalizuje duży talent.

"Erratum" i "Nie opuszczaj mnie" nie mają jeszcze dystrybutora. Marek Lechki podobno negocjuje z dwiema firmami. Rozmowy idą opornie. A czy ktoś odważy się wprowadzić do kin film autorki dokumentu "Solidarni 2010"? Szkoda, żeby przepadł.

[ramka][srodtytul]Opinia[/srodtytul]

[b]Krzysztof Łukaszewicz[/b]

Kiedy po raz pierwszy przeczytałem o wydarzeniach, które rozegrały się we Włodowie, pomyślałem, że ta historia znakomicie nadaje się do stworzenia polskiej odmiany westernu. Ale im głębiej analizowałem sprawę, tym więcej aspektów tragedii zacząłem dostrzegać. Dlatego ostatecznie zrezygnowałem z westernowej konwencji na rzecz dramatu społecznego z elementami thrillera. Nie ukrywam, że moim celem było nakręcenie filmu interwencyjnego, który przede wszystkim pomógłby mieszkańcom Włodowy i przedstawiał ich punkt widzenia. Przecież każdy zdrowy mężczyzna próbowałby się bronić, jeśli zobaczyłby, że dookoła domu biega bandzior z nożem zagrażający jego rodzinie. Zwłaszcza gdy nie może liczyć na pomoc ze strony państwa. Policja i prokuratura powinny chronić tych ludzi, a nie pozostawiać ich w sytuacji zagrożenia. Mój następny film też będzie opowieścią opartą na faktach. Wymyślanie historii nie ma sensu. Życie pisze najciekawsze scenariusze.

[i]-not. rś[/i][/ramka]

[ramka][srodtytul]Wyniki[/srodtytul]

W konkursie fabuł pełnometrażowych Wielkiego Jantara otrzymał "Lincz" Krzysztofa Łukaszewicza. W rywalizacji krótkometrażówek Jantara za najlepszy film fabularny zdobyło "Hanoi Warszawa" Katarzyny Klimkiewicz. Laur za dokument odebrała Marta Prus za "Vakha i Magomet". A wśród animacji zwyciężył obraz "Kto by pomyślał" Ewy Borysewicz.

Jantara dostał również Janusz Kondratiuk. Reżyserowi przyznano go w 1973 roku za "Dziewczyny do wzięcia". Ale wtedy nie odebrał nagrody. Podczas festiwalu odbyła się retrospektywa jego filmów.

[i]-rś[/i][/ramka]

– "Młodzi i film" jest ważnym festiwalem. Być może najważniejszym w Polsce – mówił podczas przeglądu Janusz Kijowski, dyrektor programowy imprezy. – Jeśli ktoś obejrzał 14 fabuł w konkursie długich metraży i ponad 70 filmów w rywalizacji krótkometrażówek, to może czuć się tak, jakby zajrzał w przyszłość naszej kinematografii.

Co widać na horyzoncie? Kiedyś w polskim kinie dominowały komedie gangsterskie. Potem przyszła moda na przygnębiające filmy o śląskiej biedzie i beznadziei, które zostały wyparte przez polukrowane – aż do przesady – komedie romantyczne.

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla