Rozmach grupowej improwizacji

W czasach, kiedy najbardziej ekonomicznym składem jazzowym jest trio, występ grupy większej niż kwintet jest przedsięwzięciem godnym uznania już z organizacyjnego i finansowego punktu widzenia.

Aktualizacja: 18.10.2010 15:43 Publikacja: 18.10.2010 12:28

The Collective Improvisation Group

The Collective Improvisation Group

Foto: materiały prasowe, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

Właściwie większe zespoły to domena festiwali o dużych budżetach. Tym większe brawa dla cyklu „Na Pradze jest jazz”, który zaprosił zespół perkusisty Tomka Sowińskiego The Collective Improvisation Group. Co więcej, formacja w ostatniej chwili rozrosła się z septetu do oktetu. I był to koncert znakomity, godny najlepszych festiwali, nie tylko w kraju. Muzycy zagrali jeszcze ciekawiej niż na płycie „Synergy”, brzmienie zespołu było jednocześnie spójne i selektywne. To nie tylko zasługa muzyków, ale i bardzo dobrego nagłośnienia sali.

Ten piątkowy koncert w Teatrze Praga na ul. Otwockiej 14 przejdzie do historii jako największe wydarzenie oklaskiwane przez bodaj najmniejszą grupę jazzfanów. A przecież były informacje w prasie, radiu i telewizji. Czyżby sala koncertowa przy Otwockiej 14 znana też jako Fabryka Trzciny straciła na popularności? Ale z czasów, kiedy było tu kilka koncertów w tygodniu przypomina mi się inny występ, na którym frekwencja była zaskakująco niska. Ten przypadek dotknął najwybitniejszego wokalisty jazzowego Kurta Ellinga. Numer jeden w światowym jazzie i to na dodatek wokalista śpiewał dla około 50 osób. To już na koncert Sowińskiego i jego kolegów było więcej słuchaczy.

Perkusista Tomek Sowiński nagrał ze swoim zespołem już dwa albumy. Gdyby nie one, chyba tylko publiczność festiwalu Jazz Jantar wiedziałaby o istnieniu tej unikatowej formacji na naszej scenie. Cóż w niej szczególnego? To, co już w samej nazwie jest podkreślane - kolektywna improwizacja. Bo i w skali światowej takich zespołów jest niewiele, a już tak duże można policzyć na palcach jednej ręki. Przypomina mi się koncert Note Factory Group saksofonisty Roscoe Mitchella na festiwalu Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej. Tylko, że Mitchell przedstawia swoim muzykom precyzyjne aranżacje i tylko momentami pozwala "odjeżdżać" wszystkim równocześnie.

Lepszym porównaniem dla koncepcji The Collective Improvisation Group będzie to, co robi od kilku lat ze swoim kwartetem Wayne Shorter. Oni improwizują razem w każdym momencie, a po latach współpracy osiągnęli tak spójne brzmienie, jakby jeden muzyk o nieprawdopodobnej wyobraźni i zdolnościach grał jednocześnie na czterech instrumentach. Przypomina mi się też Cobra Johna Zorna i jego Masada Quartet. W pierwszej Zorn jest dyrygentem, w drugiej jednak dominuje nad resztą zespołu, nawet, jeśli ma u boku takiego trębacza jak Dave Douglas.

Tomek Sowiński jest perkusistą i ani mu w głowie dominacja. Za to pełni kapitalną rolę silnika napędowego, niczym dwunastocylindrowe Ferrari rozpędza bolid zbudowany z ośmiu osobowości. I nie pozwala mu się zatrzymać. Co najwyżej zwalnia na zakrętach by pozwolić na oddech słuchaczom. Ci muzycy muszą się lubić, szanować osiągnięcia i zdolności kolegów, bo żaden nie wybija się na czoło, nikt też nie pozostaje w tyle. Słuchają się nawzajem i szybko reagują na zmiany w muzyce. A każdy ma też sporo do powiedzenia.

Trąbka Jerzego Małka mocno osadzona jest w tradycji be-bopu, ale potrafi też odlecieć w rejony zarezerwowane dla nowoczesnych wirtuozów. Charyzmatyczne brzmienie saksofonu Darka Herbasza nieustająco zasługuje na szersze uznanie. W piątek stanął obok niego Tomasz Grzegorski znany z zespołu Nigela Kennedy’ego. W tym zespole od razu znalazł swoje miejsce wzbogacając brzmienie saksofonem sopranowym. Pianista Piotr Mania celnymi akordami komplikuje harmonie tak, by koledzy mogli je rozwinąć.

Gitarzysta Piotr Pawlak z przewieszoną przez plecy gitarą częściej pochylał się nad klawiaturą komputera programując czy też dobierając z zasobu pamięci odpowiednie do sytuacji tła. Miał też popisową solówkę w stylu Eivinda Aarseta, a może bardziej Elliotta Sharpa. Kontrabasista Adam Żuchowski to prawdziwa rytmiczna ostoja zespołu, ale jego szarpnięcia mają też ujmująca melodykę. I wreszcie grający na wszelkich perkusjonaliach Łukasz Ruszkowski. W jego wykonaniu nawet proste dźwięki drumli zabrzmiały awangardowo.

Fascynujące jest to, że zespół osiąga brzmienie tak koherentne rzadko ze sobą występując. Ale jeśli wystąpią na jednym festiwalu, to organizatorzy innego mogą się skrzywić i powiedzieć: przecież to już było. To poważny problem organizacji koncertów w Polsce, kiedy oryginalność bierze górę nad wartością artystyczną. Czy jest wyjście z tego błędnego kręgu?

Wiem, że Tomka Sowińskiego & The Collective Improvisation Group powinien posłuchać każdy miłośnik jazzu. Jeśli nie z płyty „Synergy”, to na żywo. Ten piątkowy występ w Teatrze Praga był nagrywany, więc może ukaże się płyta koncertowa. Wypatrujcie, bo warto.

Właściwie większe zespoły to domena festiwali o dużych budżetach. Tym większe brawa dla cyklu „Na Pradze jest jazz”, który zaprosił zespół perkusisty Tomka Sowińskiego The Collective Improvisation Group. Co więcej, formacja w ostatniej chwili rozrosła się z septetu do oktetu. I był to koncert znakomity, godny najlepszych festiwali, nie tylko w kraju. Muzycy zagrali jeszcze ciekawiej niż na płycie „Synergy”, brzmienie zespołu było jednocześnie spójne i selektywne. To nie tylko zasługa muzyków, ale i bardzo dobrego nagłośnienia sali.

Pozostało 88% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"