I to właściwie z każdej dziedziny. Z okazji przypadającego 14 lutego Dnia Zakochanych ciekawą lekturą może być choćby „Listownik miłosny” z 1912 roku. Na ponad 80 stronach możemy przeczytać kilkadziesiąt listów miłosnych, na wiele z nich można nawet znaleźć odpowiedzi. Autor opracowania posługujący się pseudonimem Swat zwraca uwagę, w jaki sposób należy pisać takie listy, by być potraktowanym poważnie przez adresatkę lub adresata. Autorzy miłosnych korespondencji reprezentują niemal cały przekrój społeczeństwa. Łączy ich nieśmiałość, wielkie uczucie, ale też pewna pragmatyczność. Niepoprawni romantycy kreślą słowa z głębi serca, modląc się niemal o jedno spojrzenie,
"Droga pani Anno, gdym się dowiedział o odjeździe Pani, było mi, jakbym był usłyszał wyrok mej śmierci" – pisze imć pan Tarczyński z Zaniemyśla. Na co otrzymuje krótką odpowiedź zakończoną słowami: Dziękując za zaufanie pozostaję oddalona, choć szczerze oddana.
Są też listy, w których nadawcy od razu sugerują odpowiedź: tak, jak Nikodem Leszczyński „Mam nadzieję, że mi napiszesz szczerze i otwarcie: chce być żoną Twoją”. Ale odpowiedzi bywają różne.
Oto adresatka wzniosłych uczuć szybko sprowadza ich autora na ziemię sugerując, że w parze z niestabilnym uczuciem winny iść stabilna pozycja i stanowisko. Proponuje więc spotkanie z udziałem jej rodziców. Podczas tej „wizji lokalnej” okaże się, czy wybranek spełnia określone normy finansowe i czy jest odpowiednio notowany w tzw. towarzystwie.
List młodego kupca Kolasantego brzmi niemal jak wyznanie wiary. Wiary w miłość: "Wierzę w błogie godziny, które Ty mi zgotować umiesz, w szczęśliwe chwile, które za Twojem pozwoleniem przy boku Twym przyśnić mi się mogą. Lecz o Boże, toć wszystko to: sen tylko, z którego szorstka rzeczywistość boleśnie zbudzić mnie może!”. I pomyśleć, ze słowa takie pozostały bez odpowiedzi.