Koncert w Filharmonii Narodowej nosił tytuł „Chopin – pierwszy jazzman Europy” i pokazał dwa różne oblicza jego muzyki. Bliskie oryginałowi, które przedstawił Janusz Olejniczak, i improwizowane w jazzowym stylu.
Adam Makowicz zaczął koncert od preludiów Chopina, które – jego zdaniem – najlepiej poddają się jazzowym modyfikacjom. Mają przy tym krótką formę i wyrazistą linię melodyczną. Pianista tylko zaznaczył motyw i pomknął przez klawiaturę w dobrze znane miłośnikom jazzu, rozkołysane swingiem przestrzenie.
Pieśń Chopina „Życzenie” rozpoczął jazzowymi akordami, by po chwili przypomnieć znaną wszystkim melodię. Ale tylko na moment, bo już pochłonęła go improwizacja.
W nokturnie g-dur op. 37 zaimponował niesamowitą sprawnością lewej dłoni, która już w Ameryce przyniosła mu przydomek Polskiego Arta Tatuma, bo pianista ten uznawany jest do dziś za najwybitniejszego technika. Grając lewą dłonią mocny rytm, z finezją budował dramaturgię. Makowicz jest po prostu wirtuozem. Dowiódł tego dobitnie w finałowych preludiach: d-moll op. 28 nr 24 i nr 17.
Pierwsze z nich było szybkie i ekspresyjne, natomiast drugie zabrzmiało jak romantyczne pożegnanie. Ale na tym nie skończył się występ. Publiczność domagała się bisów. Na ostatni Adam Makowicz wybrał urokliwą balladę Errolla Garnera.