Fenomen falsyfikatów wciąż zadziwia. Ludzie od lat kupują podrobione zegarki, odzież czy biżuterię i to często doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to kopia. W muzyce jest podobnie – od dawna cover bandy i tribute bandy zapełniają sale koncertowe i prześcigają się w naśladowaniu swoich idoli. Jednym z nich, kto wie czy nie najsłynniejszym jest The Australian Pink Floyd Show. Zespół powstał w 1988 roku. Zaczynał od grania w australijskich pubach, ale szybko zafascynowali się muzyką Pink Floyd i porzucili tworzenie własnych utworów.
[wyimek] [link=http://blog.rp.pl/zkulturanaty/2010/09/03/z-kultura-na-ty/]Z Kulturą na Ty! - poleć swoje wydarzenie kulturalne[/link][/wyimek]
Dziś formacja słynie nie tylko z tego, że w sposób niemal idealny kopiuje brzmienie Floydów – używa podobnych instrumentów i wzmacniaczy, zatrudniła akustyka idoli Colina Norfielda.
Zespół ma też ambicję odtworzenia wizualnej strony koncertów swojego „pierwowozoru”. A nie jest to sprawą prostą, bo jak wiadomo Pink Floyd słynął z fantastycznych widowisk.
I jaki efekt osiągnęli? To każdy musi ocenić sam. Wskazówką może być fakt, że David Gilmour zaprosił The Australian Pink Floyd Show, by zagrał na jego 50. urodzinach.