Generalnie uważam, że filmy to nie konie ścigające się w wyścigach. Jednak jeśli robi się konkurs i rozdaje nagrody, selekcja wydaje mi się konieczna. Choćby z przyczyn humanitarnych, dla jury. Ważne jest, oczywiście, kto te tytuły wybiera i według jakich zasad i kryteriów. Ale mam nadzieję, że w Gdyni wybór jest właściwy.
W tym roku Lwy rozda jury międzynarodowe. Co daje spojrzenie z zewnątrz?
W Polsce wszystko jest dość hermetyczne, zagęszczone i upolitycznione. Juror spoza miejscowych układów ocenia film bez uprzedzeń i z góry przyjętych założeń.
Kino powinno być narodowe czy uniwersalne?
Faktura portretowanego świata, tematy, sposób opowiadania, ekspresja aktorów – to wszystko jest ściśle związane z narodowym charakterem, z mentalnością, kontekstem, genius loci, historią. Ale z tej odrębności trzeba wydobywać sprawy, emocje i formy uniwersalne. Prawdziwa sztuka zawsze jest uniwersalna. Chodzi więc o filmy wyrastające z własnych korzeni, ze spraw lokalnych, specyficznych, osobistych. O filmy, które rodzą się z chaosu, a jednocześnie poprzez formę szukają dla uczuć, myśli, postaci, majaków, wspomnień jakiegoś nadrzędnego porządku.
Czy jednak Amerykanin lub Francuz jest w stanie zrozumieć film o wydarzeniach na polskiej prowincji po II wojnie światowej albo o człowieku, na którego padło podejrzenie o współpracę ze służbami bezpieczeństwa w czasach PRL?