Dla mnie i dla tancerzy jego balet ma widoczne punkty styczne – choćby wejścia poszczególnych instrumentów. Ich pominięcie lub zlekceważenie powoduje, że cały układ się rozsypuje. Na wszystkich muzykach spoczywa więc ogromna odpowiedzialność – jeśli któryś popełni minimalny błąd, tancerze się gubią.
Żywiołowość Béjarta nie wyzwala w panu dodatkowych emocji?
Oczywiście że tak, ale na tym polega genialność muzyki Strawińskiego. Jest ona żywiołowa, ale i niesłychanie intelektualna, każda nuta jest w partyturze opisana szczegółowo, wręcz pedantycznie. Przygotowując się do premiery, słuchałem innych utworów Strawińskiego. „Pietruszka" wydawał mi zawsze dziełem bardziej romantycznym, teraz z perspektywy „Święta wiosny" widzę w nim ogromną ilość motywów, puzzli instrumentacyjnych, drobnych mozaikowych układów, które potem kompozytor przeniósł do „Święta wiosny". To jest ten sam budulec, ale tym razem zestawiony, rzec by można, wedle Picassa. Strawiński dokonał tego po dekompozycji użytych wcześniej elementów, co paradoksalnie zadaje kłam mówieniu o rewolucyjnym charakterze „Święta wiosny". W tym utworze mamy dalszy ciąg jego poszukiwań na drodze ewolucyji rozpoczętej „Ognistym ptakiem". Po „Święcie wiosny" zastanawiał się, co ma dalej zrobić. Skomponował jeszcze „Wesele" i dokonał zwrotu ku neoklasycyzmowi, czego dowodem jest „Pulcinella". Tym utworem wywołał jeszcze większy szok niż „Świętem wiosny".
Czy po tych doświadczeniach scenicznych inaczej będzie pan dyrygował „Świętem wiosny" na estradzie?
Na pewno zawsze chętnie podejmę się takiego wyzwania, jeśli tylko będzie mi dane. Cudowne jest natomiast to, że mamy szansę pokazania tego utworu tam, gdzie jest jego miejsce, czyli na scenie. W wieku XX, chyba przede wszystkim za sprawą fonografii, muzyka baletowa została oderwana od swego pierwotnego kontekstu. „Święto wiosny" uznawane jest za arcydzieło muzyki orkiestrowej, „Ognisty ptak" też stał się popisowym dziełem orkiestrowym. Podobnie jest z „Cudownym mandarynem" Bartoka, „Trójgraniastym kapeluszem" de Falli czy z „Pulcinellą", którego w ogóle nie można zobaczyć w wersji baletowej.
Trudniej pracuje się w balecie czy w operze?