Reklama

Re:wizje w PKiN

Niepodważalnym atutem Re:wizji jest możliwość odkrywania Pałacu Kultury, zagubienia się w labiryncie sal i wydarzeń z kręgu tańca, sztuki, muzyki czy teatru.

Aktualizacja: 05.12.2011 09:56 Publikacja: 05.12.2011 09:45

Podczas Re:wizji wnętrza PKiN były nie do poznania

Podczas Re:wizji wnętrza PKiN były nie do poznania

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Piątą edycję festiwalu Re:wizje  otworzyła Agata Kucińska (Ad Spectatores) z „Żywotami świętych osiedlowych". To wyjątkowa propozycja teatru lalkowego dla dorosłych. Kucińska w towarzystwie muzyka Sambora Dudzińskiego i wykonanych przez siebie lalek kreuje świat betonowych bloków zamieszkiwanych przez nieoczywistych świętych. Wciągające.

Reklama
Reklama

Największe zainteresowanie wzbudziły jednak koncerty. Szwedka Billie Lindahl  występująca pod szyldem Promise and the Monster (wraz z Lisą Isaksson) zaczarowały publiczność  melancholijnymi piosenkami. Podobała się też Kari Amirian, która umiejętnie połączyła dźwięki akustyczne z elektroniką.

Sala Kisielewskiego całkowicie wypełniona została sztuczną mgłą. Dla Agnieszki Sural, kuratorki  projektu  „Bez artysty, bez tytułu", był to symbol braku zgody na niepohamowaną nadprodukcję współczesnej sztuki, często pozbawionej  wartości. I jednocześnie   grą z widzem, który poruszając się we mgle, w ostatniej chwili odkrywał, co naprawdę widzi.

Może właśnie mnożenie wątpliwości podczas podróży po labiryncie Pałacu Kultury pozwoliło znaleźć odpowiedź na pytanie: „Po co nam sztuka", które przyświecało Re:wizjom?

Reklama
Reklama

Na afterparty Re:wizji w Cafe Kulturalna przyszły tłumy, Stalley porwał swoich fanów.

Piątą edycję festiwalu Re:wizje  otworzyła Agata Kucińska (Ad Spectatores) z „Żywotami świętych osiedlowych". To wyjątkowa propozycja teatru lalkowego dla dorosłych. Kucińska w towarzystwie muzyka Sambora Dudzińskiego i wykonanych przez siebie lalek kreuje świat betonowych bloków zamieszkiwanych przez nieoczywistych świętych. Wciągające.

Największe zainteresowanie wzbudziły jednak koncerty. Szwedka Billie Lindahl  występująca pod szyldem Promise and the Monster (wraz z Lisą Isaksson) zaczarowały publiczność  melancholijnymi piosenkami. Podobała się też Kari Amirian, która umiejętnie połączyła dźwięki akustyczne z elektroniką.

Reklama
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Kultura
Festiwal Warszawa Singera, czyli dlaczego Hollywood nie jest dzielnicą stolicy
Kultura
Tajemniczy Pietras oszukał nowojorską Metropolitan na 15 mln dolarów
Reklama
Reklama