Przez cały miesiąc stacja TCM będzie serwować nam filmy, z których większość zajmuje wysokie miejsca w rozmaitych klasyfikacjach i rankingach na najlepsze obrazy w historii kina. Niezależnie kto, gdzie, po co, i dla kogo prowadzi takie zestawienia – lutowe propozycje TCM można znaleźć w każdym z nich. Trudno bowiem wyobrazić sobie taką listę bez „Obywatela Kane'a" Orsona Wellesa, „Przeminęło z wiatrem" z Vivien Leigh i Clarkiem Gable'em czy kultowej „Casablanki" z Humphrey'em Bogartem i Ingrid Bergman.
Chyba że przygotują ją kompletni dyletanci, ale i oni będą mieli szansę nadrobić zaległości. Cykl „Najlepsze z najlepszych" obejmuje produkcje z lat 1935-62, czyli z czasów, kiedy filmowcom nie śniły się jeszcze możliwości techniczne, jakie dziś mają do dyspozycji reżyserzy i producenci. Nie było tych wszystkich blue i green boksów, ale były za to prawdziwe gwiazdy. Obok wspomnianych filmów zobaczymy m.in. „Ben Hura" Williama Wylera z 1959 roku z niezapomnianym Charltonem Hestonem w roli głównej. Ten klasyk „kina sandałowego" w 1960 r. zdeklasował konkurencję, zdobywając aż 11 Oskarów, w tym za najlepszy film i główną rolę męską. O takich nagrodach mogli marzyć twórcy „Quo vadis" (1951) – ale film warto obejrzeć choćby po to, by wyłowić Sophię Loren, która zagrała epizodyczną rolę niewolnicy. Walkę o Oskara „Quo vadis" przegrało z „Amerykaninem w Paryżu" (1951). Reżyserem tego filmu oficjalnie był Vincente Minnelli, ale nie jest tajemnicą, że wiele ważnych scen wyreżyserował odtwórca głównej roli, Gene Kelly.
Jeszcze więcej kontrowersji wokół osoby reżysera wywołała starsza o dekadę „Wspaniałość Ambersonów". Film według scenariusza i w reżyserii Orsona Wellesa został ukończony... bez jego wiedzy. Wytwórnia zmieniła zakończenie filmu na szczęśliwe, bo premiera zbiegła się z atakiem na Pearl Harbor i uznano, że widowni należy się trochę optymizmu. Nigdy nie dowiemy się, jak by odebrano obraz z oryginalnym finałem. Salwami śmiechu przyjęto „Ninoczkę" (1939) – i nic w tym dziwnego, skoro film reklamowano hasłem „Garbo się śmieje!". Była to pierwsza komedia w dorobku skandynawskiej piękności Grety Garbo i jednocześnie przedostatni film tej wielkiej gwiazdy. Ostatnim filmem innej legendy kina był „Olbrzym" (1956). James Dean zmarł jeszcze przed zakończeniem zdjęć i kilka brakujących scen musiano nakręcić z dublerem.
Z kolei w „Sokole maltańskim" (1941) Johna Hustona, rozbłysła gwiazda Humphrey'a Bogarta, który jak sam twierdził, zanim zagrał Sama Spade'a, nauczył się umierać przed kamerą na kilkadziesiąt sposobów – dzięki trzeciorzędnym rolom w drugorzędnych filmach. Rok przed początkiem wielkiej kariery Bogarta, widzowie rozkoszowali się popisami gwiazdorskiego tria: Katharine Hepburn, Cary Grant i James Stewart w „Filadelfijskiej opowieści", która temu ostatniemu przyniosła Oskara. Co ciekawe, przez kolejnych 20 lat pozłacany posążek był ozdobą witryny sklepy żelaznego w Pensylwanii, należącego go ojca Stewarta. Najwięcej gwiazd pojawiło się w najlepszym filmie 1957 roku – „W 80 dni dookoła świata". Epizody zagrali m.in. Buster Keaton, Charles Boyer, Fernandel, Frank Sinatra, John Carradine, John Mills, John Gielgud i sama Marlene Dietrich. Nie zagrał za to Orson Welles, który podobno pokłócił się o to z reżyserem Michaelem Andersonem i producentami.
Kinomani, którzy znają większość wymienionych tu tytułów, znajdą w „Najlepszych z najlepszych" kilka perełek, które bardzo rzadko pojawiają się w TV. Tak jak „Potępieniec" Johna Forda z 1935 roku, z oskarową rolą Victora McLaglena (kto o nim pamięta?) czy „Siedem narzeczonych dla siedmiu braci" (1954) – jeden z ciekawszych musicali w historii kina.