Gotycki Mazepa w Teatrze Polskim

Piotr Tomaszuk o premierze „Mazepy” w stołecznym Teatrze Polskim i zapomnianym obliczu romantyka, opowiada Jackowi Cieślakowi

Publikacja: 22.03.2012 07:31

Od lewej: Maksymilian Rogacki, Paweł Ciołkosz i Daniel Olbrychski w scenie z „Mazepy”

Od lewej: Maksymilian Rogacki, Paweł Ciołkosz i Daniel Olbrychski w scenie z „Mazepy”

Foto: Fotorzepa, Aleksander Piekarski

Można chyba mówić o reaktywacji Słowackiego: Jerzy Jarocki pokazał „Samuela Zborowskiego" w realiach konfliktu po katastrofie smoleńskiej, Szymon Kaczmarek zrobił z „Kordiana" spektakl o eutanazji. Jaki będzie pana „Mazepa"?



Piotr Tomaszuk:

Zależy mi na pokazaniu szekspirowskiej tradycji polskiego romantyzmu. Słowacki napisał swój dramat, ponieważ zobaczył w Londynie inscenizację poematu Byrona „Mazeppa". Wiemy o tym od lat dzięki profesorowi Zbigniewowi Raszewskiemu, a o dziwo, nie miało to na naszych reżyserów większego wpływu. A przecież, gdy zdamy sobie sprawę, że Słowacki inspirował się powieścią gotycką, otwiera się nowa perspektywa interpretacyjna.



Perspektywa na gotyk, który przeżywa dziś renesans w kinie, jak i literaturze.



Wtedy na scenie ważny był klimat i wystawa, czyli dekoracja. Musiał być zamek, most zwodzony, skały. Próbujemy taki teatr ożywić, starając się zrozumieć, skąd wzięło się w „Mazepie" Słowackiego aż tyle przelanej krwi, tyle trumien, czyli wampiryczny wymiar rzeczywistości. To odciąża tekst od skojarzeń, jakie nałożyła nań polska tradycja, która przez dekady zmuszała do pokazywania króla Jana Kazimierza w barokowym kostiumie. A przecież styl spektakli, jakie oglądał Słowacki w Londynie i Paryżu, był gotycki. Jako człowiek ambitny, chciał odnieść sukces na europejską skalę tym, co modne. Mazepa był modny. Od czasu, gdy Byron wprowadził go na literackie salony, stał się jednym z najpopularniejszych bohaterów literackich XIX. Opiewali go Puszkin, Liszt, Czajkowski.



Dla nas jest postacią historyczną, symboliczną dla czasów upadku Rzeczpospolitej i wzrostu znaczenia Rosji. A kim był dla Europejczyków?



Ucieleśniał mit bohatera, który okupił miłość męką. Został przyłapany przez męża swojej kochanki, który przywiązał go nagiego do białego dzikiego konia, tak perfidnie, że gdy tylko chciał się poruszyć, płoszył konia. Tak to opisał Byron.

Niemal Freudowska figura z pogranicza seksu i psychoanalizy. Jan Chryzostom Pasek, świadek epoki i wróg Mazepy, pisał że Ukrainiec był ciągnięty przez konia.

To opis historyczny, ale mniej ciekawy. Europejczycy chcieli bohatera klasy Winnetou. Z dzikich kresów kontynentów, które stanowiła kozaczyzna i tatarszczyzna. Mazepa jest też symbolem cudownej odmiany losu. W najgorszej, jak tylko można sobie wyobrazić sytuacji, znajduje pozytywne wyjście. W poemacie Byrona opowiadał o tym królowi szwedzkiemu Karolowi XII, po klęsce pod Połtawą. Mazepa ma też coś z Don Juana i Casanovy. Jednak różni się od nich tym, że poniósł konsekwencje swojej uwodzicielskiej postawy wobec kobiet jeszcze jako człowiek młody. Zamurowanie w alkowie wpędza go za życia do grobu, z którego człowiek ma szansę wyjść, ale już odmieniony. Zyskuje rys chrystologiczny. Bliski Gustawowi-Konradowi i Kordianowi. Wszyscy oni stawiają pytanie, jak umrzeć i za co.

To polski wkład do gotyku. A kto jest w „Mazepie" największym wampirem?

Wojewoda, który po śmierci żony ożenił się ponownie z Amelią, kobietą młodą i tak atrakcyjną, że wzbudziła zainteresowanie pasierba, króla i Mazepy. Wojewoda na pewno nie jest naiwniakiem, poczciwiną ani mściwym dziadkiem. Jego maska jest podszyta gotycką grozą, szaleństwem, zazdrością i chęcią zemsty. Musi się uporać z trójkątem miłosnym w rodzinie. Na przykład przy pomocy bawidamka Mazepy sprowadzonego z Warszawy. Wojewoda przełamuje stereotyp szlachty kontuszowej. To nasz markiz de Sade. Okrutny, potworny, szekspirowski charakter.

Taka interpretacja wyjaśnia powracający w dramacie motyw murów. Najpierw ktoś w nich utknął z powodu tuszy, co robi wrażenie staropolskiej krotochwili. Ale gdy Mazepa zostaje zamurowany w alkowie Amelii, zaczyna wiać grozą. Kim jest Amelia?

Jej wątek stanowi opowieść o tym, co kobieta może zrobić z mężczyzną. Wywołuje nieszczęście i degradację Wojewody, u Zbigniewa młodzieńcze zakochanie, które kończy się samobójstwem. Dla króla jest okazją do dewiacji. Ale Mazepę wyzwala z rajfurskiej mentalności. Muszę dodać, że mój spektakl wiele zawdzięcza telewizyjnej realizacji Gustawa Holoubka.

On sam mówił, że była nieudana.

Ale nie scenariusz. Rozwiązał problem podobny do tego, jaki Anglicy mają z Szekspirem – przetłumaczenia dawnej epoki na współczesność. Holoubek odpowiedział na pytanie, co zrobić z „aśckami", „acanami", żeby dotrzeć do widza i poruszyć jego emocje. Wprowadził do tekstu wiele poprawek i szlachetnych uproszczeń, żeby dramaturgia stała się przejrzysta. Przyspieszył tempo akcji. Oglądając film, zrozumiałem, że „Mazepa" jest bliski „Niebezpiecznym związkom".

Wojewodę zagra Daniel Olbrychski.

Jestem szczęśliwy, że dane mi było pracować z artystą niesamowicie wyczulonym na punkcie poezji. Należy do pokolenia, które od początku żyło i oddychało wierszem. Umiało go mówić w sposób, który nie stanowił zagrożenia dla wiarygodności emocjonalnej postaci. Spotkanie z Danielem Olbrychskim pomogło młodym aktorom uwierzyć, że język Słowackiego może być intrygujący, ciekawy. Można nim śpiewać, tak że się zapamiętuje melodię. Dzięki Olbrychskiemu słynna fraza Gombrowicza „Juliusz Słowacki wielkim poetą był" nie brzmi ironicznie. Pod warunkiem że Słowackiego umiejętnie się odczyta.

Przed sobotnią premierą

Gotycki Słowacki w Polskim

„Mazepa" to sztuka wyjątkowa w dorobku Słowackiego. Powstała w 1839 r. w Paryżu i jako jedyna została wystawiona za życia poety – w Budapeszcie w 1847 r. Nie jest uwikłana w tematykę polską, choć przez wiele dekad narzucano jej narodowy kostium. To tragedia namiętności, zazdrości i zemsty. W warszawskim Teatrze Polskim „Mazepę" reżyseruje gościnnie Piotr Tomaszuk, szef Wierszalina. Występują: Daniel Olbrychski (Wojewoda), Katarzyna Zawadzka (Amelia), Piotr Ciołkosz (Mazepa), Maksymilian Rogacki (Zbigniew). Kostiumy – Zofia de Ines.

Sylwetka

Piotr Tomaszuk reżyser, dramaturg

Ur. w 1961 r. Dyrektor Teatru Wierszalin. Rozgłos przyniósł mu „Turlajgroszek" wg własnego scenariusza (1990). Reżyser spektakli „Ofiara Wilgefor- tis", „Bóg Niżyński", „Merlin", „Klątwa", „Wierszalin". Laureat nagród im. Swinarskiego i Schillera.

Można chyba mówić o reaktywacji Słowackiego: Jerzy Jarocki pokazał „Samuela Zborowskiego" w realiach konfliktu po katastrofie smoleńskiej, Szymon Kaczmarek zrobił z „Kordiana" spektakl o eutanazji. Jaki będzie pana „Mazepa"?

Piotr Tomaszuk:

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"