Genialny Herbie Hancock na finał festiwalu Warsaw Summer Jazz Days

Występem w Sali Kongresowej Herbie Hancock uszczęśliwił ponad dwa tysiące fanów, ale i siebie. Widać było, że daje nam z siebie więcej niż innym - pisze Marek Dusza

Aktualizacja: 16.07.2012 12:40 Publikacja: 16.07.2012 12:33

Herbie Hancock

Herbie Hancock

Foto: Archiwum autora, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

- Cudownie tu powrócić, do Polski, do Warszawy, powiedział na powitanie 72-letni pianista i kompozytor, który wygląda i porusza się po scenie tak, jakby czas o nim zapomniał.

- Grałem tu tyle razy. Czuję się, jakbym występował w Chicago. Gdzie tym razem zagrasz - spytała mnie żona. W San Francisco, Chicago, Warszawie, Nowym Jorku - odpowiedziałem jej. Hancock wyraźnie chciał dowartościować naszą publiczność, choć wiadomo, że jego letnia trasa przebiega przez europejskie festiwale. Dziesięć dni wcześniej zagrał na Jazz Fest Wien w wiedeńskiej Staatsoper, ale warszawski koncert był o wiele lepszy.

Laureat Grammy za najlepszy album roku „River: The Joni Letters", autor standardów i niezliczonych, bestsellerowych albumów zwieńczył czterodniowy cykl koncertów Warsaw Summer Jazz Days. Po trzech dniach w hali poprzemysłowej PZO czyli klubie Soho Factory na Pradze, jazz wreszcie znalazł odpowiednie miejsce dla wzniosłych przeżyć.

Kto na Hancocku postawił krzyżyk myśląc, że oprócz albumów z wokalistkami nie robi już nic ciekawego, był w błędzie. Pianista gra nowe kompozycje, improwizuje jak żaden inny pianista, a przy tym potrafi wykorzystać własny dorobek, zagrać swoje przeboje i standardy w wersjach tak zmienionych, a jednocześnie atrakcyjnych, że dwie i pół godziny koncertu zapamiętamy jako wielkie przeżycie.

W tak ekscytującej prezentacji muzyki pomogli mu muzycy z kwartetu: gitarzysta Lionel Loueke, basista James Genus i perkusista Trevor Lawrence. Lider przedstawił każdego z nich. - Ten muzyk jest bezcenny. Chcecie go kupić? Nie ma ceny. Na basie gra James Genus - krzyknął.

- Choć dba o środowisko, jest bardzo groźny. Nigdy nie wiemy, co zrobi. Wokół niego stawiamy klatkę. Na perkusji - Trevor Lawrence.

- Gdzie kupiłeś tę koszulę - spytał perkusisty. Tu? Proszę, nie musicie jeździć do Paryża po ubrania. Macie świetnych i muzyków i ubrania - dodał żartobliwie.

- Oto Mr. Impossible - tu Hancock wskazał na gitarzystę Lionela Loueke. Jest niemożliwy. Słyszeliście jego solówkę [na otwarcie koncertu]? Poraziła mnie! Lionel nagrywa płyty dla wytwórni Blue Note, niebawem wyjdzie nowa „Heritage". Proszę, nie ściągajcie jej z sieci. Kupcie ją. Jego dzieci muszą coś jeść i on też. Jeśli nie będziecie kupować płyt, znikniemy. Przyjdziecie kiedyś na koncert, a na scenie nikogo nie będzie - powiedział legendarny muzyk.

- Teraz zagram swój utwór „Seventeens". Nie jest łatwy, ma siedemnaście taktów. Gdyby miał szesnaście, byłby łatwy. Połączę go z moją kompozycją „Watermelon Man", tam też będzie siedemnaście taktów, ale nie powiem wam w którym miejscu - zapowiedział kolejny temat utworu.

Temat ten zagrał po raz pierwszy dwa lata temu w Filharmonii Narodowej, kiedy przyjechał z zespołem gwiazd. - Dopiero teraz, z nimi mogę go zagrać - powiedział wtedy.

W wykonaniu kwartetu muzyka nie wydała się tak trudna, jak wtedy. W drugiej części utworu Hancock wziął przenośną klawiaturę i trzymając ją niczym gitarzysta zagrał duety z basistą skłaniając go do powtarzania coraz bardziej skomplikowanych pasaży. Potem skierował kroki do Lionela Loueke by jego zainspirować do intrygującej wymiany pomysłów. Gitarzysta ciekawie połączył grę z efektami wokalnymi.

Hancock także przypomniał swoją przygodę ze śpiewaniem. W 1978 r. wydał album nagrany z vocoderem, urządzeniem modulującym głos. - Dziś wszyscy popowi wokaliści go używają - stwierdził. Wtedy miałem podłączony vocoder do mini-mooga, który był bardzo duży. Dziś skorzystam z elektronicznej klawiatury mniejszych rozmiarów.

Wokalny popis Hancocka przeniósł nas w czasy jego eksperymentów w stylu fusion. Co ciekawe, wcale nie brzmiały archaicznie w nowym wykonaniu. Ale najpiękniejszym momentem koncertu było jego solo na fortepianie Fazioli. - Coś wam teraz zagram. Co? Cokolwiek - powiedział. Hancock grał subtelnie, z rozwagą dobierając nuty i tworząc z nich urzekające harmonie. W pewnym momencie wykorzystał trzy, może cztery nuty ze znanego standardu „Maiden Voyage". A poza tym była to improwizacja tworzona specjalnie dla warszawskiej publiczności. Inna niż ta, którą zagrał w Wiedeńskiej Operze.

Swój solowy popis wokalno-gitarowy miał także Lionel Loueke, który stał się ulubionym artystą Hancocka ostatnich lat. Nie mogło zabraknąć przeboju „Cantaloop Island" z albumu „Empyrean Isles" z 1964 r. spopularyzowanego w hip-hopowej wersji przez grupę Us3. Na bis usłyszeliśmy długą wersję nieśmiertelnego „Kameleona" z funkowego bestsellera „Head Hunters" z 1973 r. Hancock przedstawił dwie i pół godziny znakomitej muzyki dowodząc, że ciągle jest w wysokiej, twórczej formie.

Festiwal Warsaw Summer Jazz Days zwieńczy zmysłowa wokalistka Melody Gardot występem w Sali Kongresowej 29 lipca.

Marek Dusza

- Cudownie tu powrócić, do Polski, do Warszawy, powiedział na powitanie 72-letni pianista i kompozytor, który wygląda i porusza się po scenie tak, jakby czas o nim zapomniał.

- Grałem tu tyle razy. Czuję się, jakbym występował w Chicago. Gdzie tym razem zagrasz - spytała mnie żona. W San Francisco, Chicago, Warszawie, Nowym Jorku - odpowiedziałem jej. Hancock wyraźnie chciał dowartościować naszą publiczność, choć wiadomo, że jego letnia trasa przebiega przez europejskie festiwale. Dziesięć dni wcześniej zagrał na Jazz Fest Wien w wiedeńskiej Staatsoper, ale warszawski koncert był o wiele lepszy.

Pozostało 87% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla