Festiwal w Salzburgu: Tomasz Konieczny wśród gwiazd

Rewelacyjni "Żołnierze", a w świetnej obsadzie Tomasz Konieczny – pisze Jacek Marczyński z Salzburga

Aktualizacja: 21.08.2012 21:44 Publikacja: 21.08.2012 19:58

Tomasz Konieczny jako zakochany żołnierz (na łóżku) ; "Żołnierze" Bernda Aloisa Zimmermanna

Tomasz Konieczny jako zakochany żołnierz (na łóżku) ; "Żołnierze" Bernda Aloisa Zimmermanna

Foto: materiały prasowe

Dla każdego śpiewaka udział w takim przedstawieniu na festiwalu w Salzburgu byłby wstępem do wielkiej kariery. Tomasz Konieczny podchodzi do tego inaczej. - Zdecydowałem się na udział, bo tęsknię za dobrym teatrem, za pracą z reżyserami, którzy mnie inspirują - powiedział „Rz" po poniedziałkowej premierze "Żołnierzy" Bernda Aloisa Zimmermanna.

W Polsce Tomasz Konieczny (rocznik 1972) jest praktycznie nieznany. Nic dziwnego, wyjechał do Niemiec pod koniec lat 90., żeby doskonalić umiejętności. I wyrósł na jednego z czołowych bas-barytonów Europy, co potwierdził choćby niedawno główną rolą w „Arabelii" Richarda Straussa w wiedeńskiej Staatsoper. Spektakl transmitowała do wielu krajów francuska telewizja Mezzo.

Zaczynał jednak nietypowo, najpierw skończył studia aktorskie w łódzkiej szkole filmowej. Jako 20-latek zadebiutował na ekranie i to u Andrzeja Wajdy w „Pierścionku z orłem w koronie". Zagrał epizod, ale znaczący - był Maćkiem Chełmickim w legendarnej scenie z płonącymi szklankami ze spirytusem.

Potem trafiły się inne role, ale śpiew wciągnął go całkowicie. Dziś tęskni za aktorskimi wyzwaniami. - Wolę operę w wydaniu koncertowym niż mękę z reżyserem, który nic nie potrafi - mówi. - Do „Żołnierzy" namówił mnie dyrygent Ingo Metzmacher, ale przede wszystkim chciałem spotkać się z Alvisem Hermanisem.

Ten łotewski twórca należy do czołówki europejskich inscenizatorów teatralnych. „Żołnierze są jego operowym debiutem, absolutnie znakomitym. Powstała najważniejsza premiera tegorocznego festiwalu w Salzburgu.

O „Żołnierzach", skomponowanych przez Zimmermanna przed pół wiekiem, mówi się, że to opera stulecia, bo też trudno porównać ją z jakimkolwiek XX-wiecznym utworem. To dzieło na wielką orkiestrę, zespół jazzowy, perkusistów, z udziałem prawie 40 wykonawców i projekcjami filmowymi pochłania widza całkowicie. Jest tak skonstruowane, że każdy element wydaje się niezbędny.

Ingo Metzmacher poprowadził całość rewelacyjnie, chyba po raz pierwszy w Salzburgu Wiedeńscy Filharmonicy tak gorąco bili brawo dyrygentowi. Z libretta opartego na XVIII-wiecznej sztuce Jakoba Lenza o tym, że żołdacy z każdej dziewczyny potrafią zrobić dziwkę, Alvis Hermanis zrobił spektakl brutalny, ale bez wulgarnej dosłowności. Pokazał, że teatr pełen seksu nie musi opierać się na kopulacyjnych gestach, że może być w nim miejsce na metaforę.

Tomasz Konieczny gra jedną z głównych ról: szlachetnego Stolziusa zakochanego w Marie (fantastyczna wokalnie Laura Aikin), która pada ofiarą żołnierzy. Stolzius mści się skutecznie, ale sam popełnia samobójstwo. Nagrodzony owacjami po spektaklu przyznał, że to piekielnie trudna rola.

- Przeżyłem fascynującą odskocznię od tego, co stale robię. Nie żałuję - przyznaje. - Co prawda już po podpisaniu umowy z Salzburgiem dostałem propozycję z Bayreuth zaśpiewania tytułowej roli w „Latającym Holendrze", ale trudno.

Wagnerowski festiwal w Bayreuth od siedmiu lat kusi Tomasza Koniecznego, ale pierwsze propozycje były mało interesujące, potem zaś kolidowały terminy. On postanowił spokojnie czekać. Najbliższy sezon i tak upłynie mu pod znakiem ambitnych wyzwań w dramatach Wagnera. W wiedeńskiej Staatsoper zaśpiewa Wotana, a w Monachium - Albericha w dwóch wielkich produkcjach „Pierścienia Nibelunga".

Dla każdego śpiewaka udział w takim przedstawieniu na festiwalu w Salzburgu byłby wstępem do wielkiej kariery. Tomasz Konieczny podchodzi do tego inaczej. - Zdecydowałem się na udział, bo tęsknię za dobrym teatrem, za pracą z reżyserami, którzy mnie inspirują - powiedział „Rz" po poniedziałkowej premierze "Żołnierzy" Bernda Aloisa Zimmermanna.

W Polsce Tomasz Konieczny (rocznik 1972) jest praktycznie nieznany. Nic dziwnego, wyjechał do Niemiec pod koniec lat 90., żeby doskonalić umiejętności. I wyrósł na jednego z czołowych bas-barytonów Europy, co potwierdził choćby niedawno główną rolą w „Arabelii" Richarda Straussa w wiedeńskiej Staatsoper. Spektakl transmitowała do wielu krajów francuska telewizja Mezzo.

Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę
Kultura
„Nie pytaj o Polskę": wystawa o polskiej mentalności inspirowana polskimi szlagierami
Kultura
Złote Lwy i nagrody Biennale Architektury w Wenecji
Kultura
Muzeum Polin: Powojenne traumy i dylematy ocalałych z Zagłady
Kultura
Jeff Koons, Niki de Saint Phalle, Modigliani na TOP CHARITY Art w Wilanowie