Przed rokiem dostała pani nagrodę aktorską w Cannes za znakomitą kreację w „Melancholii" Larsa von Triera. Mówiła pani wtedy, że – podobnie jak reżyser – znała pani smak depresji.
Przeżyłam taki czas załamania. Poznałam uczucie zagubienia. Nie miałam na nic siły, nie odróżniałam, co jest dla mnie dobre, co nie. Ale nie chcę do tego wracać, a zwłaszcza opowiadać o tym publicznie. Mogę powiedzieć jedno: nie wiem, czy dałabym radę zagrać w „Melancholii", gdybym sama nie miała takiego doświadczenia.
Nie przepadam za rozgłosem. ale celebryctwo jest konieczne. kiedy jesteś aktorką, tego się nie uniknie. nie należy jednak przekraczać granicy, poza którą człowiek traci swoje własne życie.
Jestem też pełna podziwu dla Larsa, że zdecydował się podjąć taki temat. Człowiek pogrążony w depresji śpi, siedzi, patrząc w jeden punkt, niewiele mówi, jest w stanie marazmu. Jak można zrobić o tym film, nie zanudzając widza? Lars dokonał cudu.
Po canneńskiej premierze „Melancholii" von Trier powiedział na konferencji prasowej kilka niefortunnych uwag na temat Adolfa Hitlera i przez organizatorów festiwalu został uznany za persona non grata. Co dzisiaj się z nim dzieje? Ma pani z nim kontakt?
Ja wtedy przeżyłam szok, byłam przerażona. Wiem, że chciał zażartować na temat swojego niemieckiego pochodzenia, o którym dowiedział się jako dorosły człowiek, ale potwornie się zaplątał. Te słowa go pogrążyły. Bardzo głęboko to przeżyłam. Kontaktujemy się czasem i wiem, że on do dzisiaj średnio sobie radzi z tą sytuacją. Bardzo żałuje słów, które wtedy nieopatrznie wypowiedział.
Stała się pani ostatnio stałą bywalczynią canneńskiego festiwalu. Była tam pani jako gwiazda z filmem „Marie Antoinette" Sophii Coppoli, później właśnie z „Melancholią" Larsa von Triera, a wreszcie, w tym roku, z „W drodze" Waltera Sallesa. Przyzwyczaiła się już pani do czerwonych dywanów?
Przyzwyczaiłam – to dobre słowo. Albo jeszcze lepiej: nauczyłam się po nich chodzić i nie umrzeć.
To nie kokieteria?
Nie. Ja naprawdę nie przepadam za rozgłosem. Gwiazdorstwo, czerwone dywany, paparazzi czatujący za rogiem – to nie dla mnie. Celebryctwo jest konieczne, kiedy jesteś aktorką, tego się nie uniknie. Ale nie należy przekraczać granicy, poza którą człowiek traci swoje własne życie. Ja staram się zachować normalność. Przyjaźnię się z dziewczynami, z którymi chodziłam do szkoły. Sama robię zakupy. Nie chcę, by w kolorowych pismach wypisywano, jak spędzam wakacje.
Dlatego przeniosła się pani z Los Angeles do Nowego Jorku?
Bo w tym mieście łatwiej zachować anonimowość. Bez problemu mogę pójść na kolację do restauracji, przejść się po sklepach, wyjść do kina. Poza tym nie mam ani męża, ani dzieci.
W LA byłabym sama w dużym domu, odgrodzonym od świata wysokim murem. W Nowym Jorku mam mieszkanie w normalnym apartamentowcu, żyję wśród sąsiadów. Ale kocham Kalifornię, mam tam rodzinę i wracam do niej często.
Co dalej?
Dostaję sporo scenariuszy. I czuję, że to mój czas. Jako aktorka nabrałam pewności siebie. Wiem, na co mnie stać. Przed wyjściem na plan nie czuję lęku, nie zadręczam się pytaniami, czy podołam. I chyba reżyserzy, z którymi pracowałam, nie narzekają na mnie, bo zaproponowali mi dalszą współpracę – i Sofia Coppola, i Lars von Trier.
Jest artysta, z którym chciałaby się pani spotkać?
Michael Haneke.
A co z tymi dziećmi, o których mówiła pani rok temu?
Grając Carolyn Cassady, czułam, że jeszcze nie dojrzałam do macierzyństwa. Daję sobie jeszcze trzy, cztery lata. Ale oczywiście, jak patrzę w przyszłość, to widzę siebie otoczoną dziećmi. Zdziwią się, jak pokażę im „Jumanji"!
We wrześniu zobaczymy Kirsten Dunst w filmie Waltera Sallesa „W drodze", gdzie zagra Carolyn, żonę pisarza Neala Cassady'ego.
Kirsten Dunst
Najpierw grała w telewizyjnych reklamówkach, ale już w 1989 r. wystąpiła w filmie Woody'ego Allena „New York Stories". Przełomem w jej karierze był „Wywiad z wampirem" Neila Jordana z 1994 r. Została wtedy nominowana do Złotego Globu, a rok później magazyn „People" zaliczył ją do grona najpiękniejszych ludzi świata. Dunst udziela się w organizacjach charytatywnych, razem z mamą pracuje we własnej firmie producenckiej.