Kto jeszcze pamięta ten sarmacki obrazek, pogodną historyjkę o tym, jak pochopnie dane szlacheckie słowo (verbum nobile) pokrzyżowało małżeńskie plany zakochanych? Rzecz kończy się jednak szczęśliwie, bo opera Moniuszki powstała z pobudek patriotycznych i ku pokrzepieniu serc. I może dlatego dziś wydaje się niepotrzebna.
„Verbum nobile" to była opera na trudne czasy. Dawała chwilę radości przed wybuchem powstania styczniowego, a gdy skończył się koszmar hitlerowskiej okupacji, dzieło Moniuszki natychmiast pojawiło się na scenach wszystkich teatrów operowych. „Verbum nobile" przypominało piękne, kontuszowe tradycje.
Teatr z początku XXI w. woli prowokować, drażnić, rozdrapywać rany i za wszelką cenę unika historycznego kostiumu. Ta tendencja obowiązuje również w operze, dlatego realizatorzy poszukują na przykład sposobów na uwspółcześnienie „Halki".
Próbę taką podjęto również w stosunku do „Verbum nobile", gdy po kilkudziesięciu latach nieobecności postanowiono przywrócić je Warszawie. Spektakl Laco Adamika zagościł jednak w Operze Narodowej przez chwilę, więc trudno nawet orzec, czy nową wersję „Verbum nobile" zaakceptowała publiczność.