Uroczystości pogrzebowe Sergiusza Prokofiewa miały niemal konspiracyjny charakter. Tak w swojej autobiografii dzień 7 marca 1953 roku wspomina wielka śpiewaczka Galina Wiszniewska: „Ulice Moskwy były zatarasowane, wstrzymano komunikację. Niemożliwe było wynajęcie samochodu, dlatego wielką trudność sprawiało przewiezienie trumny z ciałem Prokofiewa z jego mieszkania na wąskiej uliczce niedaleko Teatru Chudożestwienny na ulicy Miusskiej. Tam miały się odbyć uroczystości żałobne. Wszystkie kwiaciarnie i oranżerie były puste. Kwiaty wykupiono dla wodza i nauczyciela wszystkich czasów i wszystkich narodów. Nie udało się kupić nawet wiązanki dla wielkiego kompozytora rosyjskiego. W gazetach nie znaleziono miejsca, żeby zamieścić jego nekrolog. Wszystko należało do Stalina nawet ciało zaszczutego przez niego Prokofiewa. Na ulicy Miusskiej, w mrocznej, wilgotnej sali było prawie pusto - stali tylko bliscy przyjaciele, którzy mieszkali w pobliżu lub zdołali przedrzeć się przez kordony".
Kilka lat wcześniej Sergiusz Prokofiew padł ofiarą nagonki zorganizowanej z inicjatywy Stalina. Oskarżono go o formalizm i artystyczną degenerację. Prokofiew nie mógł zrozumieć, co się stało, dlaczego nikt nie chce grywać jego utworów. Odsunęli się wszyscy znajomi i przyjaciele - opowiadał po latach Mścisław Rostropowicz, który jako jeden z nielicznych nie wyparł się wtedy swego nauczyciela.
Zamknął się w daczy pod Moskwą - wspominał - i nikogo nie chciał widzieć. Pewnego dnia wyznał mi, że nie ma pieniędzy nawet na śniadanie. Pojechałem więc do związku kompozytorów, by wywalczyć jakąkolwiek zapomogę. Moje pojawienie się w sprawie Prokofiewa wywołało popłoch, ale pieniądze zdobyłem.
Można by powiedzieć, że sam był sobie winien. Z Rosji wyjechał w 1918 roku. Zdobył sławę w Europie i USA jako kompozytor i pianista. Nowa władza radziecka zaczęła flirt z nim, podobny do gry prowadzonej z pisarzem Maksymem Gorkim, który w końcu lat 20. zaczął być zasypywany listami od radzieckich czytelników proszących go o powrót do ojczyzny. Prokofiew czuł, że na Zachodzie jego muzyka nie jest doceniana, pochlebiało mu za to uwielbienie odbiorców w ojczyźnie. Wiosną 1933 r. zdecydował się zatem na powrót z rodziną.
Z początku wszystko układało się pomyślnie. Zachował paszport, bez przeszkód mógł wyjeżdżać za granicę. Darzono go uznaniem. Zresztą starał się o to, komponując m. in. „Kantatę na dwudziestolecie Października" czy „Zdrawicę" z okazji 60. urodzin Stalina.