Konkursy fotograficzne pozwalają się przebić

Fotografują już prawie wszyscy. Ale czy to znaczy, że przybyło nam artystów i dobrych zdjęć? Konkurs BZ WBK Press Foto ma już prawie dekadę, wyróżniał zdjęcia w dziesięcioleciu, które prawdopodobnie przejdzie do historii fotografii.

Publikacja: 20.03.2013 18:18

Czas ten naznaczyła masowa dostępność aparatów cyfrowych i zainstalowanie ich w telefonach komórkowych. Koniec kultury odbitek. Ze świecą dziś szukać osób, które spędzają czas w ciemni, zdjęcia ogląda się przede wszystkim na monitorach, a jest ich tyle, że oczy aż robią się czerwone. To dziesięciolecie, które zaczęło się fenomenem umieszczania zdjęć na fotoblogach, a kończy dominacją portali społecznościowych, do którego obrazy płyną z naszych smartfonów cyfrową rzeką szerszą od Amazonki i Wołgi razem wziętych.

Zobacz galerię zdjęć

- Dzisiaj fotografię napędza Facebook. Robię fotę, wrzucam do sieci i czekam na reakcję. Coraz więcej osób nie wysyła już do siebie SMS-a, tylko samo zdjęcie. To rodzaj komunikacji ze światem. Nazywam to emofotografią, bo opowiada prawie wyłącznie o przeżyciach samego autora: ja widzę, ja jem, ja jadę... – mówi Adam Mazur, autor książki o nowych zjawiskach w polskiej fotografii po roku 2000.

– Z fotografią już tak jest. Jak żadna inna dziedzina sztuki jest zależna od technologii i co kilka, kilkanaście lat, kiedy tylko na rynku pojawi się nowy wynalazek, wszystko w niej się zmienia. Wszystko. Kto to jest fotograf? Co to jest dobre zdjęcie? Po co się je robi? Kto na nim zarabia? Przestawiają się klocki i zasady ustawiają się od nowa – twierdzi Kuba Dąbrowski, jeden z najciekawszych fotografów młodego pokolenia. Wykształcony w czeskiej Opavie, pracuje w Warszawie, Mediolanie, Paryżu.

Od dagerotypu po Photoshopa

W XIX wieku fotografia była domeną rzemieślników, ponad 90 procent ówczesnej „produkcji" to portrety wykonywane na zamówienie. Na długo przed epoką Photoshopa poprawiano nosy, brody, usta, brwi, figurę... Wtedy nazywało się to retusz. Klient płacił i wymagał. Z czasem pojedynczy egzemplarz dagerotypu wyparty został przez kopiowalną talbotypię. Następnie nieporęczne szklane płyty zastąpione zostały przez klisze. Kodak Brownie – kosztujący jednego dolara prosty aparat, w 1900 roku sprowadza fotografię z alchemicznej dziedziny zarezerwowanej dla specjalistów na ziemię. Wynalazek małego obrazka, który pozwala podróżować z aparatem, łapać momenty, a nawet zabrać go na wojnę. Potem kolor, Polaroid, w ostatnim dziesięcioleciu cyfra, Photoshop czy hipstamatic przewróciły fotograficzny rynek do góry nogami. Kim byłby Bresson bez Leiki? Czy Lartigue zainteresowałby się fotografią, gdyby nie było Kodaka Brownie? Czy gdyby nie Photoshop Andreas Gursky byłby najdroższym na świecie fotografem? W 2011 roku jego praca „Rhein II" została sprzedana za rekordową sumę – 4,3 miliona dolarów. „The Guardian" opisywał zdjęcie jako „opuszczony, bez- płciowy krajobraz".

W rzeczywistości to starannie wyczyszczone cyfrowo przez niemieckiego artystę zdjęcie brzegu jednej z najdłuższych rzek Europy – Renu. Gursky podczas wielu miesięcy pracy usunął wszystkie uciążliwe elementy: rowerzystów, budynki fabryki w tle, rośliny. Zostawił prosty ponury krajobraz pod szarym niebem. – Ono mówi wiele przy użyciu minimalnych środków. Dla mnie to alegoryczny obraz sensu życia – zapewnia w wywiadzie Andreas Gursky, a dom aukcyjny Christie's opisał je jako „dramatyczne i głębokie spojrzenie na ludzką egzystencję i nasze relacje z naturą na zakręcie XXI wieku".

W XIX wieku to sami fotoamatorzy ulepszali metody naświetlania obrazu na kolejne materiały. W następnym stuleciu zmiany nakręcali producenci aparatów i obiektywów. Dzisiaj warunki dyktują firmy dostarczające programy komputerowe.

Kto już ma dość, a kto jeszcze nie?

Jeszcze parę lat temu sam gest trzymania komórki do fotografowania kojarzył się raczej obciachowo. Aż do pojawienia się programu Hipstamatic. Prosta rzecz, którą najtrudniej było wymyślić – aplikacja, która nieuniknione niedoskonałości miniaturowego aparatu zmienia w korzyści. Zestaw algorytmów, które przetwarzają zdjęcie, by sprawiało wrażenie, jakby wykonał je ktoś znający się na technice fotografowania: podbicie kontrastu, przebarwienia, łuny, wpadające światło. Klatki prawie zawsze wyglądają superatrakcyjnie. Nawet te „z niczego". To jedna strona medalu.

Wielu zawodowych fotografów twierdzi natomiast, że technika i masowość fotografii doprowadziły ją do pauperyzacji, sprowadziły do ładnej widokówki. Inni, że wyzwoliła z przymusu technicznej perfekcji, która przez lata ograniczała. Wszyscy są jednak zgodni: mamy przesyt zdjęć. Nic więc dziwnego, że rośnie grupa twórców, którzy odmawiają dokładania się do wzbierającego oceanu zdjęć. Dziś rolą fotografa jest coraz częściej porządkowanie i wybieranie z chaosu, z ogromu obrazów znaczących całości, które nie przytłoczą, lecz sprawią, że wyobraźnia widza zacznie pracować w inny sposób. Stąd sukces takich projektów jak „Take Me" Łukasza Trzcińskiego, który wykorzystał zdjęcia zamieszczane na portalach randkowych przez kobiety z Europy Wschodniej. Mikołaj Długosz wywołał parę lat temu burzę, wybierając do serii „Real Foto" autentyczne fotografie z Allegro.

Jednak ci, którzy biorą udział w BZ WBK Press Foto, ciągle wierzą, że na zadane ponownie pytanie „do czego służy fotografia?" warto odpowiedzieć: do opisywania świata.

Lokalni górą

Skończył się czas etosu fotoreportera jako wcielenie współczesnego Indiany Jonesa, jeżdżącego od przygody do przygody trapera. W nieustannych rozjazdach – od frontu do frontu, od kataklizmu do kataklizmu. On i jego wierny druh aparat: obdrapana Leica albo Nikon. Na ramieniu wojskowy worek z niezbędnym minimum rzeczy. W kraju zaś czytelnicy czekający na kolejne doniesienia z dalekiego świata. To bardzo romantyczna wizja, pewnie kilka, kilkanaście lat temu nie mijała się nawet zbytnio z rzeczywistością.

Zawodowa fotografia, jak prawie wszystko na świecie, zglobalizowała się. Do niedawna fotografowie z USA i Europy mieli w zasadzie monopol na „profesjonalne" opowiadanie o wydarzeniach – słyszeli o czymś, pakowali aparaty, wsiadali w samolot i robili relacje. Oczywiście, zanim pojawili się na miejscu, zdjęcia robili reporterzy lokalni. Czasami ich kadry miały w sobie moc wstrząsającej relacji z pierwszej ręki, ale w większości przypadków główną zaletą tych zdjęć było przede wszystkim to, że w ogóle były. W dobie Internetu i fotografii cyfrowej poziom zawodowców bardzo się wyrównał, często nie ma już przepaści między fotografami lokalnych gazet a światowymi gwiazdami.

Coraz bardziej liczy się spojrzenie insidera, a insider jest coraz lepszym fotografem. Na listach nagrodzonych na światowych konkursach pojawia się i będzie się pojawiać coraz więcej egzotycznych nazwisk. Nazwisk fotografów, którzy udając się na temat, nie muszą pakować wojskowego worka i wsiadać do samolotu, wystarczy, że po prostu wyjdą z domu.

Fotograf we mgle

Na naszych oczach odchodzi epoka wielkich fotoreporterów jako odkrywców nowych krain (one wszystkie są już dawno odkryte), jako tych pierwszych na miejscu wydarzeń. Przecież najsłynniejsze zdjęcia upadających dyktatorów pochodzą z aparatów telefonów komórkowych przypadkowych świadków. Poza tym kto w czasach Photoshopa jeszcze ufa fotografii jako medium przedstawiającemu jak „jest naprawdę". Dziś częściej jest oskarżana o manipulację.

Miejsce etatowych fotografów coraz częściej zajmują freelanserzy. To słowo kluczowe dla dzisiejszej fotografii, nie tylko reporterskiej. Większość tegorocznych laureatów BZ WBK Press Foto obok nazwiska nie wpisało nazwy redakcji, lecz właśnie „ freelancer".

To z jednej strony armia zwolnionych z redakcji zawodowych fotoreporterów. Z drugiej dzieci dzisiejszej epoki: tanich lotów, grupowego przemieszczania się i cyfrowych aparatów. Kiedyś samo dotarcie w interesujący i egzotyczny rejon świata graniczyło z cudem. W zapalnych medialnych miejscach spotykała się zamknięta i w miarę stała grupa ludzi. Reporterzy znali się, przyjaźnili, nocowali w tych samych hotelach. Stanowili bractwo, tworzyli mit. Dzisiaj w ciekawe miejsca za zarobione w wakacje pieniądze docierają marzący o przeżyciu tego mitu studenci fotografii, z aparatami podróżują pracownicy organizacji pozarządowych, biznesmeni i wolontariusze. Jest coraz więcej bezinteresownych pasjonatów. Nie są zawodowcami, ale potrafią robić wyśmienite zdjęcia.

Maciej Dakowicz nie skończył studiów artystycznych. Jego uniwersytetem był Internet. – Nudziłem się w pracy, oglądałem zdjęcia, pytałem na forum o rady – wspomina początki. Rzucił pracę i został freelancerem. – Lubię konkursy, pomagają się przebić, zrobić szum wokół fotografa. Kariera zaczyna się, kiedy zrobisz jeden dobry materiał.

Dla mieszkającego przez lata w Anglii polskiego fotografa przepustką w świat okazał się projekt „After Dark", obraz nocnych zabaw przetaczających się przez centrum Cardiff, podobnego do wielu innych brytyjskich miast. Parę tygodni temu wybrał się do Bangladeszu. Trafił w sam środek rewolucji. Freelancer nie może liczyć na delegację, za to przydaje się mu szczęście. Dakowicz był jednym z nielicznych zachodnich fotoreporterów na miejscu.

– Wiem, że to trudny i fascynujący czas dla wszystkich zajmujących się fotografią. Nikt nie wie, co się wykluje. Studentom daję jedną radę: nikogo nie słuchajcie, bo wszyscy są zagubieni nie mniej niż wy! Myślcie i róbcie po swojemu – żartuje Dąbrowski.

Czas ten naznaczyła masowa dostępność aparatów cyfrowych i zainstalowanie ich w telefonach komórkowych. Koniec kultury odbitek. Ze świecą dziś szukać osób, które spędzają czas w ciemni, zdjęcia ogląda się przede wszystkim na monitorach, a jest ich tyle, że oczy aż robią się czerwone. To dziesięciolecie, które zaczęło się fenomenem umieszczania zdjęć na fotoblogach, a kończy dominacją portali społecznościowych, do którego obrazy płyną z naszych smartfonów cyfrową rzeką szerszą od Amazonki i Wołgi razem wziętych.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla