Ray Manzarek z ?The Doors - Pożegnanie

Ray Manzarek, organista The Doors, zmarł w wieku 74 lat po długiej walce z chorobą nowotworową – pisze Jacek Cieślak

Publikacja: 21.05.2013 16:43

Ray Manzarek z ?The Doors - Pożegnanie

Foto: materiały prasowe

Jeszcze rok temu mogliśmy go podziwiać, gdy grał na koncercie w Dolinie Charlotty koło Słupska. Do końca pozostał mocnym, gotowym na szaleństwo mężczyzną walczącym o hipisowskie ideały. Szokował. Kiedy z nim rozmawiałem, przekonywał, że jeśli Jezus żyłby w naszych czasach, nie wahałby się używać LSD.

Miał polskie korzenie. – Urodziłem się w emigranckiej rodzinie w Chicago – mówił w wywiadzie dla „Rz". – Mój dziadek Manczarek pochodził z Warszawy. Wyjechał do Stanów. Moje nazwisko jest nietypowe. Sprawia wrażenie czeskiego. Ale jestem Polakiem.

Marzył o tym, żeby być koszykarzem, ale interesowała go tylko gra w ataku, co słychać w „Break on Through (To the Other Side)". Gdy trener zaklasyfikował go jako obrońcę, skupił się na prywatnych lekcjach gry na pianinie, które brał od Bruno Michelottiego.

Z Jimem Morrisonem poznali się i studiowali na wydziale filmowym UCLA. Ale dopiero, kiedy spotkali się na słynnej Venice Beach, już po studiach, zdecydowali w 1965 r. o założeniu The Doors. Tak powstał najważniejszy amerykański zespół lat 60. Jego nagrania i estetyka do dziś wpływają na rozwój muzyki rockowej.

To Manzarek zaprosił do grupy perkusistę Johna Densmore'a i gitarzystę Robby'ego Kriegera. Poznał ich na kursie transcendentalnych medytacji, który zorganizował Maharishi – guru Beatlesów. W czasach gdy zaczynali, wszystkie zespoły miały basistów. Manzarek zrewolucjonizował myślenie, grając jednocześnie na organach partię melodyczną i basu.

– Byliśmy w studiu nagraniowym – opowiadał o ostatnim spotkaniu z Jimem. – Powiedział, że jedzie do Paryża. Nie było w tym nic dziwnego, wielu amerykańskich poetów, pisarzy szukało tam inspiracji: Hemingway, Fitzgerald, Miller. Chciał dołączyć do tego grona. Życzyłem mu dobrej zabawy. Nikt się nie spodziewał, jaki będzie finał tej wyprawy.

Po jego śmierci Manzarek zaśpiewał na płytach The Doors „Other Voices" i „Full Circle". Grał w zespole Nite City, razem z Philipem Glassem dokonał rockowej adaptacji „Carmina Burana". W 1998 r. wydał wspomnienia „Light My Fire: Moje życie z Doors", a trzy lata później powieść „Poeta na wygnaniu" opartą na plotce, że Morrison żyje w ukryciu. Próbował go wskrzesić również na koncertach pod szyldem The Doors Of The XXI Century. Rolę Morrisona podjął się grać i śpiewać m.in. Ian Astbury z The Cult. – Chcemy pracować nad piosenkami z amerykańskimi poetami, żeby kontynuować tradycję poezji Morrisona – mówił „Rz". – Szukamy autorów. Jim Carroll napisze dla nas „Ulicę Krokodyli" inspirowaną prozą Brunona Schulza.

Z planów nic nie wyszło. Zmarł w Rosenheim, gdzie w alpejskim mikroklimacie Bawarii próbował sobie przedłużyć życie już Bob Marley.

Jeszcze rok temu mogliśmy go podziwiać, gdy grał na koncercie w Dolinie Charlotty koło Słupska. Do końca pozostał mocnym, gotowym na szaleństwo mężczyzną walczącym o hipisowskie ideały. Szokował. Kiedy z nim rozmawiałem, przekonywał, że jeśli Jezus żyłby w naszych czasach, nie wahałby się używać LSD.

Miał polskie korzenie. – Urodziłem się w emigranckiej rodzinie w Chicago – mówił w wywiadzie dla „Rz". – Mój dziadek Manczarek pochodził z Warszawy. Wyjechał do Stanów. Moje nazwisko jest nietypowe. Sprawia wrażenie czeskiego. Ale jestem Polakiem.

Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem