Nowa sztuka czai się w zakamarkach teatralnych korytarzy

Opera Narodowa wpuściła do swego gmachu młodych polskich kompozytorów, by zburzyli stary porządek. Efekt okazał się zaskakujący.

Publikacja: 27.05.2013 01:48

Julia Kisielewska

Julia Kisielewska

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

W Operze Narodowej rozpoczął się zakrojony na trzy lata „Projekt »P«". Ma przynieść sześć nowych utworów. Jako pierwsi zadebiutowali Jagoda Szmytka i Wojtek Blecharz.

Oboje ledwo przekroczyli trzydziestkę, ale mają sporo sukcesów kompozytorskich i pracują głównie za granicą. Podchodzą z dystansem do tego typu konserwatywnych instytucji, jak teatr operowy.

Nikt nie spodziewał się po nich tradycyjnej opery. W świecie ten gatunek stał się workiem, do którego można wrzucać wideo i performance, film i muzykę komputerową, sztuki plastyczne i elementy teatru. Nie oczekujmy jednak, że wykrystalizuje się nowa, sformalizowana jakość. Opera zostanie zapewne artystyczną hybrydą.

Jagoda Szmytka i Wojtek Blecharz tworzą specyficzną muzykę. Nie interesują ich tradycyjne brzmienia instrumentów, szukają nowych dźwięków, w partytury wpisują również gesty muzyków. Tworzą sztukę z pogranicza teatru instrumentalnego, tym ciekawiej zapowiadała się ich wizyta w operze.

Przyszli tu ze swą muzyką, nie wdając się w poszukiwania własnej, operowej formy. Stwierdzenie to dotyczy zwłaszcza Jagody Szmytki, która wykpiła się znanym żartem. Jej „Dla głosów i rąk" to opowieść zza operowych kulis, temat znany od zarania dziejów, by wspomnieć choćby „Impresaria w opałach" Cimarosy.

Z reżyserem Michałem Zadarą stworzyła zwariowane, rozgrywające się równolegle na kilku planach, widowisko o drodze, jaką musi przejść awangardowa kompozytorka, gdy chce wystawić swój utwór. Historia bawi komediowymi rozwiązaniami, odniesieniami do życia w Operze Narodowej, ale dynamiczna akcja zdominowała muzykę. Kto po raz pierwszy zetknął się z Jagodą Szmytką, niewiele będzie mógł powiedzieć o jej muzyce, bo bardziej liczył się monolog dyrektora czy epizod z primadonną w brawurowym wykonaniu Izabelli Kłosińskiej.

Swoje „Transcryptum" Wojtek Blecharz złożył głównie z  wcześniejszych utworów. Powstała, jak mówi, instalacja operowa: bez słów, z oszczędnie stosowanymi środkami aktorskimi i wizualizacjami. Każda część rozgrywa się w innej części gmachu Teatru Wielkiego, a widz wędrując po mrocznych korytarzach i pracowniach spotyka muzyków. Z poszczególnych obrazów powstaje historia traumatycznych doświadczeń kobiety, choć pewne części opowieści każdy musi sam sobie dodać.

„Transcryptum" wpisuje się w nowe poszukiwania, odwołuje się do wrażliwości odbiorcy, czyniąc go niemal współtwórcą opery. Wyobraźnia dźwiękowa Blecharza wydaje się nie mieć granic. Jeśli nie zostanie na dłużej w operze, jedno udowodnił: świetnie potrafi wykorzystać rozmaite przestrzenie, by jego muzyka zabrzmiała jak najciekawiej.

W Operze Narodowej rozpoczął się zakrojony na trzy lata „Projekt »P«". Ma przynieść sześć nowych utworów. Jako pierwsi zadebiutowali Jagoda Szmytka i Wojtek Blecharz.

Oboje ledwo przekroczyli trzydziestkę, ale mają sporo sukcesów kompozytorskich i pracują głównie za granicą. Podchodzą z dystansem do tego typu konserwatywnych instytucji, jak teatr operowy.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem