Podczas najbliższej edycji Jarocina (19–21 lipca) grupa Hey przypomni swój debiutancki album „Fire" nagrany 20 lat temu.
Znalazły się na nim piosenki „Eksperyment", „Teksański", „Moja i twoja nadzieja" czy „Zazdrość", dzięki którym zespół został laureatem jarocińskiego konkursu.
Kostiumy z szafy
Koncert będzie wydarzeniem również dlatego, że grupa wykona repertuar skomponowany z udziałem założyciela i wieloletniego lidera Piotra Banacha, który w 1999 r. zdecydował się na odejście. Wielu wydawało się wtedy, że to oznacza koniec działalności Hey. Tymczasem nowy ton nadał zespołowi Paweł Krawczyk i właśnie z nim oraz płytami nagranymi pod jego kierunkiem młodsi fani kojarzą formację oraz jej otwarcie się na elektroniczne brzmienia. – Nie od razu przyjęliśmy zaproszenie, bo od dawna nie słuchaliśmy „Fire", a ponowny kontakt ze starymi nagraniami pełen był zaskoczeń – mówi „Rz" Kasia Nosowska. – Jedną piosenkę całkowicie wyparłam z pamięci i każdy jej fragment stanowił dla mnie niespodziankę. Nie ma co ukrywać, że brzmimy na debiutanckiej płycie nieporadnie. Nie byliśmy wtedy wirtuozami w używaniu strun, w tym głosowych, co dotyczy mówiącej te słowa. Zaczynaliśmy. Teraz nie stosuję już charakterystycznego dla dawnych nagrań „przesteru w głosie". Ale podczas koncertu w Jarocinie zrobię sobie tę przyjemność i rozedrę mordę! O przeszłości przypomną dawne kostiumy. – Przechowujemy w szafach swoje stare ubrania i zamierzamy je założyć w Jarocinie – mówi Kasia Nosowska. – Mamy nadzieję na spotkanie z najstarszymi fanami. Ich też namawiamy na przyjazd w historycznych strojach.
Lot po trawce
Tymczasem wydarzeniem na Off Festivalu (2–4 sierpnia) Artura Rojka będzie koncert Mitch & Mitch, który z udziałem Zbigniewa Wodeckiego wykona repertuar z jego solowego albumu z 1976 r.
– Byłem zaskoczony tym pomysłem, bo nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać po Mitch & Mitch, który ma opinię polskiego Franka Zappy. Cała rzecz przypomina lot superszybkiego samolotu kierowanego przez pilota chwilę po tym, gdy palił marihuanę – powiedział Zbigniew Wodecki. – Czuję tremę i cały czas się zastanawiam, czy się nie wycofać. Pozostaje mi nadzieja, że na próbach dowiem się do końca, jaki kształt przyjmie wykonanie mojego albumu. Nie mam jednak wątpliwości, że zachowany zostanie jedynie jego kościec, a reszta będzie zdecydowanie przearanżowana. Jesteśmy przecież z różnych muzycznych parafii. Od dziecka ćwiczyłem, żeby czysto wykonać sekstę czy oktawę, a Mitch & Mitch idzie na żywioł.