Płyty grane na żywo

Festiwalowymi wydarzeniami stają się wykonania klasyki rocka i pop na żywo – pisze Jacek Cieślak

Aktualizacja: 17.07.2013 20:54 Publikacja: 17.07.2013 20:01

Zbigniew Wodecki ?i Macio Moretti (po prawej) ?z zespołem Mitch & Mitch

Zbigniew Wodecki ?i Macio Moretti (po prawej) ?z zespołem Mitch & Mitch

Foto: Off Festival

Podczas najbliższej edycji Jarocina (19–21 lipca) grupa Hey przypomni swój debiutancki album „Fire" nagrany 20 lat temu.

Znalazły się na nim piosenki „Eksperyment", „Teksański", „Moja i twoja nadzieja" czy „Zazdrość", dzięki którym zespół został laureatem jarocińskiego konkursu.

Kostiumy z szafy

Koncert będzie wydarzeniem również dlatego, że grupa wykona repertuar skomponowany z udziałem założyciela i wieloletniego lidera Piotra Banacha, który w 1999 r. zdecydował się na odejście. Wielu wydawało się wtedy, że to oznacza koniec działalności Hey. Tymczasem nowy ton nadał zespołowi Paweł Krawczyk i właśnie z nim oraz płytami nagranymi pod jego kierunkiem młodsi fani kojarzą formację oraz jej otwarcie się na elektroniczne brzmienia. – Nie od razu przyjęliśmy zaproszenie, bo od dawna nie słuchaliśmy „Fire", a ponowny kontakt ze starymi nagraniami pełen był zaskoczeń – mówi „Rz" Kasia Nosowska. – Jedną piosenkę całkowicie wyparłam z pamięci i każdy jej fragment stanowił dla mnie niespodziankę. Nie ma co ukrywać, że brzmimy na debiutanckiej płycie nieporadnie. Nie byliśmy wtedy wirtuozami w używaniu strun, w tym głosowych, co dotyczy mówiącej te słowa. Zaczynaliśmy. Teraz nie stosuję już charakterystycznego dla dawnych nagrań „przesteru w głosie". Ale podczas koncertu w Jarocinie zrobię sobie tę przyjemność i rozedrę mordę! O przeszłości przypomną dawne kostiumy. – Przechowujemy w szafach swoje stare ubrania i zamierzamy je założyć w Jarocinie – mówi Kasia Nosowska. – Mamy nadzieję na spotkanie z najstarszymi fanami. Ich też namawiamy na przyjazd w historycznych strojach.

Lot po trawce

Tymczasem wydarzeniem na Off Festivalu (2–4 sierpnia) Artura Rojka będzie koncert Mitch & Mitch, który z udziałem Zbigniewa Wodeckiego wykona repertuar z jego solowego albumu z 1976 r.

– Byłem zaskoczony tym pomysłem, bo nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać po Mitch & Mitch, który ma opinię polskiego Franka Zappy. Cała rzecz przypomina lot superszybkiego samolotu kierowanego przez pilota chwilę po tym, gdy palił marihuanę – powiedział Zbigniew Wodecki. – Czuję tremę i cały czas się zastanawiam, czy się nie wycofać. Pozostaje mi nadzieja, że na próbach dowiem się do końca, jaki kształt przyjmie wykonanie mojego albumu. Nie mam jednak wątpliwości, że zachowany zostanie jedynie jego kościec, a reszta będzie zdecydowanie przearanżowana. Jesteśmy przecież z różnych muzycznych parafii. Od dziecka ćwiczyłem, żeby czysto wykonać sekstę czy oktawę, a Mitch & Mitch idzie na żywioł.

– Płyta zostanie wykonana z pietyzmem, możliwe są jedynie delikatne zmiany aranżacyjne – mówi Macio Moretti, lider Mitch & Mitch. – Proszę się nie spodziewać żadnej zgrywy, jestem zachwycony zarówno płytą, jak i panem Zbigniewem. To wielki artysta i dżentelmen. Moretti albumu Wodeckiego słucha od dziesięciu lat.

– Zaprezentował mi go Tomek Konca z zespołu Transmisja – opowiada Moretti. – Obecnie słucham go w formacie MP3 z iPoda, z CD oraz winyla, który udało mi się kupić tanio na Allegro. Jestem pewien, że po sierpniowym koncercie cena debiutanckiej płyty Zbigniewa Wodeckiego pójdzie w górę.

– Kiedy szykowałem debiutancki album, byłem zafascynowany Burtem Bacharachem, a także zespołami Blood Sweat And Tears i Earth Wind And Fire, w których dużą rolę grała sekcja dęta – mówi Zbigniew Wodecki. – Pracowałem nad utworami sam, wchodząc do studia, by nagrać poszczególne partie. Trudno nawet nazwać te utwory piosenkami, bo to osobne kompozycje.

Na świecie

Wykonywanie klasycznych rockowych albumów na żywo to coraz silniejszy trend na rynku koncertowym. Zrodził się w odzewie na marketingowe pomysły w fonografii, gdzie sprzedaż pobudza się wznowieniami najsłynniejszych krążków – zremasterowanych lub uzupełnionych bonusami. Monograficzne koncerty bywają też próbą przerwania gorszej muzycznej passy. Tak postąpił Roger Waters, który najpierw objechał świat z „The Dark Side Of The Moon", a teraz prezentuje „The Wall". I dopiero przy obecnym stanie technologii wizualnych może zrealizować plany, których nie udało się wcielić w życie podczas pierwszej trasy „The Wall" .

Najczęściej jednak koncertowe prezentacje albumów są odpowiedzią na życzenia fanów, którzy uwielbiają słuchać najlepszych płyt. A rutynowe występy temu nie służą, są bowiem złożone z przebojów.

Tylko w ostatnim czasie gościliśmy w Polsce klasyków heavy metalu grupę Iron Maidem, która zaprezentowała koncertową wersję albumu „Made In England" z 1989 r. Widowisko zostało wsparte nowoczesnymi gadżetami – potworami. Inaczej postępuje Metallica, która przypomina klasyczne albumy bez scenograficznej oprawy, stawiając na perfekcyjne wykonanie. W zeszłym roku zagrała na Impact Festival słynny „Black Album".

Na innych festiwalach przypomniała również „Ride The Lightning" i „Kill'em All".

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"