Rafał Blechacz gra polonezy Chopina

Jutro światowa premiera płyty Rafała Blechacza. Polak nie zaskakuje, ale udowadnia, że wchodzi w wiek dojrzały – pisze Jacek Marczyński.

Publikacja: 09.09.2013 18:23

Rafał Blechacz: Chopin jest cały czas obecny w moim życiu

Rafał Blechacz: Chopin jest cały czas obecny w moim życiu

Foto: Felix Borede/Deutsche Grammophone

Nowym albumem Rafał Blechacz pozostaje w kręgu muzyki Fryderyka Chopina. Nagrał jego siedem polonezów skomponowanych między 1835 a 1846 rokiem. Są wśród nich te najsłynniejsze, wręcz nieśmiertelne przeboje: Polonez A-dur i Polonez As-dur.

- To prawda - mówi „Rz" Rafał Blechacz - Nie ma jednak wielu płyt z kompletem polonezów Chopina. Artur Rubinstein nagrał na przykład trzy w różnych okresach, ostatnią zarejestrował chyba w 1967 roku. A w katalogu Deutsche Grammophon można znaleźć jedynie nagranie polonezów dokonane przez Maurizio Polliniego 37 lat temu.

To już trzecia chopinowska płyta, jaką Rafał Blechacz wydaje w Deutsche Grammophon. - Wiem, że repertuarem nikogo nią nie zaskoczę - przyznaje. - Jestem przecież pianistą, który wygrał Konkurs Chopinowski. Co prawda, pojawiały się opinie, że może odejdę od tej muzyki na 10-15 lat i później do niej wrócę. Byłoby to jednak sztuczne, Chopin jest cały czas obecny w moim życiu i ciągle dołączam jego utwory do recitali, na którym gram Bacha, Beethovena czy Szymanowskiego.

O tamtym konkursie oczywiście pamięta, ale nie ma czasu na wspomnienia. - Jestem skoncentrowany na poszerzaniu repertuaru, na kolejnych projektach - dodaje. I zgadza się z opinią wyrażoną kiedyś przez Krystiana Zimermana, że musi minąć jakieś siedem lat, by uwolnić się od ciężaru konkursowego zwycięstwa. - Po takim okresie zdobywa się poczucie tego, że życie artystyczne polega na działalności koncertowej, na pokazywaniu się w różnym repertuarze i stylach oraz na logicznym prowadzeniu kariery - uważa Blechacz.

Mówi także, że gra tak, jak dzisiaj czuję, choć chyba nie ma w tym dużych (kontrowersyjnych) zmian w porównaniu z tym, jak robił to dawniej. - Polonez musi pozostać polonezem, poza tym zawsze uważałem, by stawiać siebie za kompozytorem i to się nie zmieniło. Należę do muzyków, dla których najważniejsze jest to, co on napisał, niezależnie od tego, czy zostawił nam więcej czy mniej swobody interpretacyjnej. Nieraz w muzycznym, niezmiennym pięknie danym nam przez kompozytora jest znacznie trudniej zawrzeć trochę własnego piękna, osobistych emocji. Nie oznacza to jednak, iż jest to niemożliwe. Droga, którą wybrałem nie polega na zagraniu czegoś tak, byleby tylko było inaczej.

Największą inspiracją dla mnie jest samo dzieło i zachwyt nim. Z tego właśnie czerpię wszelkie pomysły interpretacyjne. Jest to droga czasami może nieco dłuższa, ale pozwalająca odkryć wielokrotnie oryginalne rozwiązania wykonawcze, które mają swoje źródło w danym utworze a nie w przelotnym kaprysie czy jakiejś przekorze.

Mimo że wszystkie te utwory ma od dawna w repertuarze, płyta powstawała powoli. Pomysł skrystalizował się w 2010 roku, ale uznał wtedy, że do wejścia do studia będzie gotowy za jakieś trzy lata. Potrzebował czasu, by te polonezy ograć na różnych estradach i różnych warunkach akustycznych. Najważniejsze było zaś to, że chciał przedstawić pewną historię. - Gdybym nie miał za sobą żadnej lekcji historii, przeczytanych tekstów Mickiewicza, Norwida, Sienkiewicza, interpretacja tych utworów byłaby zupełnie inna. W Polonezie fis moll widzę — przed środkowym mazurkiem - maszerujące wojsko. Następnie krótkie wspomnienie, refleksja i nagłe forte, które zawsze gram tu tak, jakby owa kolumna żołnierzy znalazła się nieoczekiwanie przy mnie. Następnie wyciszenie, ale nie tak, by utracić energię, lecz by stworzyć wrażenie oddalającego się wojska.) Nie chcę powiedzieć, że pianista, który nie ma polskich korzeni, nie jest w stanie zinterpretować polonezów czy mazurków, bo najważniejsza jest osobista wrażliwość. Ale też i nasz duch narodowy. Ja odnajduję w nich polskie dziedzictwo.

Wiele szczególnych wspomnień ma z Polonezem-Fantazją. - Zacząłem go grać bardzo wcześnie, w 2006 roku - opowiada. - Pamiętam tournee po Japonii, wykonałem go na 12 recitalach i miałem wrażenie, że po każdym występie staje mi się coraz bardziej bliski. Nagrywanie tak niezwykłego utworu bez doświadczenia estradowego jest niemożliwe. W studiu nie da się wówczas wykreować atmosfery koncertowej. Czasami na sali była taka cisza, że czułem, iż publiczność wchodzi w świat tej muzyki, co utwierdzało mnie, że swoją interpretacją zmierzam w dobrym kierunku.

Kilka lat temu odkrył drugą pasję oprócz muzyki: filozofię. I rozpoczął studia na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. - Niedawno miałem mały odczyt o logice dzieła muzycznego, o jej znaczeniu dla interpretacji na podstawie rozważań Romana Ingardena oraz niemieckich filozofów i muzykologów - zdradza. - Ten tekst zostanie opublikowany w „Ruchu Filozoficznym". Droga naukowa jest mi pomocna. Gdy koncentrowałem na logice mazurka czy poloneza, mogłem inaczej spojrzeć na to, co robię przy fortepianie.

Na pytanie, czy naukowe dociekanie nie zabijają jednak w artyście spontaniczności, odpowiada: - O tym będzie inna część mojej pracy, którą piszę. O tym, że swobody nie da się zaplanować, jest jakby wpisana w utwór muzyczny, to są miejsce niedookreślone, które na przykładzie dzieł literackich wskazał Ingarden. Ale jest jeszcze coś, co czasem pojawia się podczas samego koncertu: jakaś metafizyka. W pewnym momencie doświadczamy czegoś absolutnie nieoczekiwanego, czego w sztuce nie da się do końca wytłumaczyć i nazwać. Ale w jakimś sensie można to opisać, będę więc miał odpowiedzialne zadanie.

Studia łączy z występami, co nie zawsze bywa łatwe. Niedawno udało mu się wykroić sobie niezbyt dlugie wakacje, ale już 10 września zaczyna sezon recitalem w Bremie. Zaraz potem gra koncert Schumanna w Berlinie i Pradze, a następnie jedzie krótkie tournee po Stanach. I wraca do Europy na kolejne występ. m. in. w ulubionej przez niego sali - Concertgebouw w Amsterdamie, W grudniu natomiast czekają go cztery recitale w Japonii.

- Gdybym powiedział o sobie, że jestem dojrzałym pianistą, zabrzmiałoby to nieskromnie - mówi. - Na pewno jestem bardziej doświadczony niż wtedy, gdy wygrywałem Konkurs Chopinowski. Ale wtedy też nie byłem „całkowicie zielony" w moich interpretacjach. Granie utworów w różnych salach i sytuacjach daje jednak odwagę w pogłębianiu rozmaitych pomysłów interpretacyjnych. Mam nadzieję, że słychać to na tej płycie.

Nowym albumem Rafał Blechacz pozostaje w kręgu muzyki Fryderyka Chopina. Nagrał jego siedem polonezów skomponowanych między 1835 a 1846 rokiem. Są wśród nich te najsłynniejsze, wręcz nieśmiertelne przeboje: Polonez A-dur i Polonez As-dur.

- To prawda - mówi „Rz" Rafał Blechacz - Nie ma jednak wielu płyt z kompletem polonezów Chopina. Artur Rubinstein nagrał na przykład trzy w różnych okresach, ostatnią zarejestrował chyba w 1967 roku. A w katalogu Deutsche Grammophon można znaleźć jedynie nagranie polonezów dokonane przez Maurizio Polliniego 37 lat temu.

Pozostało 91% artykułu
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Kultura
Zmarł Leszek Długosz
Kultura
Timothée Chalamet wyrównał rekord Johna Travolty sprzed 40 lat
Kultura
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie podaje datę otwarcia
Kultura
Malarski instynkt Sharon Stone