Nowy spektakl Jana Klaty

Jan Klata o jego nowym spektaklu "Do Damaszku", o pysze artystów, wierze i sceptycyzmie rozmawia z Jackiem Cieślakiem.

Aktualizacja: 05.10.2013 00:14 Publikacja: 04.10.2013 10:46

Jan Klata podczas próby „Do Damaszku” w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Premiera w najbliższą s

Jan Klata podczas próby „Do Damaszku” w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Premiera w najbliższą sobotę

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Na otwarcie pierwszego pełnego sezonu dyrekcji Starego Teatru w Krakowie reżyseruje pan „Do Damaszku" Strindberga. Co skłoniło pana po sięgnięcie po wielką literaturę skandynawską?

Jan Klata:

Mamy skandynawskie wzornictwo, Ikeę, Volvo, to teraz czas na Augusta Strindberga, wielkiego rockandrollowca i outsidera przełomu XIX i XX wieku. Myślę, że wielu żyjących na początku XXI wieku czuje się tak jak on – buntownik, który próbował występować przeciwko opresyjnym normom społeczeństwa. „Do Damaszku" to bardzo dziwny, ale i współcześnie brzmiący tekst. Dziś można w nim zobaczyć pomieszanie „Dzikości serca" Lyncha oraz „Bonnie i Clyde" Penna. Główny bohater jest zarówno alternatywny, jak i śmieszny. Tytuł „Do Damaszku", już całkiem serio, nawiązuje do Szawła, czyli nawrócenia świętego Pawła Apostoła – do tematu zmiany i prostowania ścieżek.

Strindberg nazwał swojego bohatera Nieznajomym. Kim jest dla pana?

W naszym spektaklu, opartym na parafrazie autorstwa Sebastiana Majewskiego, główna postać nie jest pisarzem, tylko muzykiem i nazywa się Idol. Takie ujęcie lepiej oddaje zauważalne we współczesnej kulturze przeniesienie punktu ciężkości z literatury do sfery pop. Generalnie do sfery sztuk performatywnych.

A jaka będzie ścieżka dźwiękowa, która w pana spektaklach zawsze stanowi ważną sferę wyrazu?

Jak zawsze przyniesie mnóstwo atrakcji. Między innymi będą jodłujący pigmeje oraz dziecięcy chór z Kanady wykonujący „Space Oddity" Davida Bowie.

To opowieść o majorze Tomie, czyli metafora kosmicznej, narkotycznej podróży, która do niczego nie prowadzi?

Każda podróż ma swój sens, choć z początku nieznany. W interpretacji „Do Damaszku" pomogła nam również najnowsza płyta Kanye Westa „Yeezus". Bombastyczna, egotyczna, poruszająca.

Nieznajomy Strindberga przeglądał się w innych postaciach.

Chce pan zapytać, czy Idol będzie alter ego reżysera? Nie odpowiem na to pytanie. Ale na pewno pokażę świat wewnętrzny Idola – kolejne piętra i sfery snu, bo „Do Damaszku" wyprzedza „Matrix".

Strindberg z jednej strony pokazuje świat jako zaklęty krąg powtarzających się sekwencji, z drugiej – Nieznajomy, który zostawił żonę i dzieci, spotyka inną kobietę. To próba zbudowania nowego życia czy kolejna ślepa uliczka? Rozmawiamy przed próbami generalnymi, ale jeśli chodzi o artystów, jestem sceptyczny.

Mówi pan to jednak z uśmiechem.

Ale pełnym goryczy. Nie jestem w stanie ubrać w słowa tego, co niejednoznaczne. Myślę, że spektakl będzie się kończył śmiercią bohatera. Jednak czy to będzie śmierć duchowa, śmierć na amen czy śmierć, która jest portalem do nowego życia –  tego nie potrafię jeszcze powiedzieć. Może dlatego, że zająłem się najbardziej kanoniczną, pierwszą częścią trylogii Strindberga. Być może za dziesięć lat zajmę się kolejnymi częściami, tak jak, co dekadę, wracam do „Hamleta".

Kto zagra Idola?

Marcin Czarnik i, jeśli mówimy o kontynuacjach, to „Do Damaszku" będzie się zaczynać w punkcie, gdzie kończyły się „Lochy Watykanu".

Sensacją był wtedy elektroniczny pasek, na którym wyświetlał pan news z Ewangelią.

Teraz mamy ossuarium.

...czyli kaplica czaszek! Ciekawe, że „Do Damaszku" rozpoczyna w Starym Teatrze Rok Konrada Swinarskiego. On zamierzał wystawić dramat Strindberga, zginął jednak w katastrofie samolotowej, lecąc, nomen omen, do Damaszku.

To prawda. Dla mnie najważniejsze jest, że Strindberg opowiada o artyście. O tym, jaki ma urok i siłę, ale również o tym, co jest nikczemnego w byciu artystą – szczególnie w odniesieniu do innych ludzi. Głównym grzechem artystów jest pycha.

Pan ją czuje?

Jest taki znany monolog na ten temat. O tym, jak się tworzy, o tym jak artysta czuje się bogiem. Nazywa się „Wielka Improwizacja".

Często ma pan takie odczucia?

Ja? Gdzieżby!

Czy rozmawiał pan ze współpracownikami Konrada Swinarskiego o tym, jakie plany wiązał z „Do Damaszku"?

Nie. Nie jesteśmy jednostką archeologiczną ani ekshumacyjną. Są nowe czasy i nowe wyzwania. Będziemy mieli za to w programie spektaklu nazwiska wszystkich artystów, którzy przewinęli się przez Stary Teatr od 1781 r. I wspomniane 7 tysięcy czaszek na scenie. Inspirowaliśmy się kaplicami czaszek. Na Śląsku jest jedna z nich. Czeski napis mówi: „Czym byliśmy my – jesteście wy. Tym, czym jesteśmy my – będziecie wy". Wybierzmy przyszłość.

Polski idol Andrzej „Piasek" Piaseczny pytał w piosence napisanej dla Seweryna Krajewskiego „Jak tam jest".

Myślę, że to kolejne ważkie pytanie Piaska. Zostawmy go z nim. My natomiast mieliśmy ożywioną dyskusję na ten temat w zespole Starego Teatru i Krzysztof Globisz powiedział, że im dłużej żyje, tym bardziej jest przekonany, że tam nic nie ma. Ja może żyję jeszcze niewystarczająco długo...

Na otwarcie pierwszego pełnego sezonu dyrekcji Starego Teatru w Krakowie reżyseruje pan „Do Damaszku" Strindberga. Co skłoniło pana po sięgnięcie po wielką literaturę skandynawską?

Jan Klata:

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"