Pierwszą inscenizację w monumentalnym wnętrzu Hali Stulecia Opera Wrocławska przygotowała w 1997 roku. Była to „Aida", którą każdego wieczoru mogło obejrzeć prawie 5 tysięcy widzów.
– Opłaciło się podjąć ryzyko realizacji takich widowisk – ocenia dyr. Ewa Michnik. – Dziś mamy wielu stałych bywalców w naszym teatrze, którzy przyznają, że zaczęli terminować w Hali Stulecia czy na plenerowych spektaklach, które urządzaliśmy na wrocławskiej Pergoli. ?Opery pokazywane na stadionach czy w halach sportowych cieszą się na świecie coraz większą popularnością. Jednak zestaw tytułów jest dość ograniczony: „Aida", „Carmen", „Nabucco" czy „Turandot". To są opery, które można wystawić z rozmachem, wymagają wielkich chórów, setek statystów, dają pretekst do wprowadzenia na scenę żywych zwierząt.
Dramat w wiosce
Opera Wrocławska wychodzi jednak poza ten schemat. Wydarzeniem, o którym było głośno nie tylko w Polsce, stała się inscenizacja w latach 2003–2006 „Pierścienia Nibelunga" Wagnera. W tym roku zaś postanowiono przygotować premierę „Poławiaczy pereł" Georges'a Bizeta.
Ta francuska opera, której premiera odbyła się w 1863 roku, z akcją umieszczoną w wiosce rybackiej na Cejlonie, jest właściwie utworem kameralnym. Intryga rozgrywa się między czterema postaciami i wykorzystuje dobrze znane wzorce dramatyczne. To rzecz o miłości dwóch mężczyzn do tej samej kobiety wystawiającej na próbę ich przyjaźń, a przede wszystkim o kapłance poświęconej bogom, która odkrywa siłę ziemskich uczuć.