Kanadyjska wokalistka i autorka piosenek Joni Mitchell obchodzi 70. urodziny

Charyzmatyczna wokalistka i gitarzystka Joni Mitchell obchodzi dziś 70. urodziny.

Aktualizacja: 07.11.2013 14:40 Publikacja: 07.11.2013 11:49

Po pierwsze jestem malarką ...

Po pierwsze jestem malarką ...

Foto: materiały prasowe

- Po pierwsze jestem malarką, dopiero na drugim miejscu muzykiem - powiedziała o sobie kilkanaście lat temu. Wtedy jeszcze nikt nie spodziewał się, że wielka artystka, której oryginalne nagrania towarzyszyły nam przez cztery dekady, zapowie wycofanie się z show-biznesu. I dotrzyma słowa.

Zobacz galerię zdjęć

Kiedy w 2002 r. ukazał się nagrany z orkiestrą podwójny album „Travelogue" Joni Mitchell zapowiedziała, że będzie to prawdopodobnie ostatnia pozycja w jej dyskografii. Zamierzała także zrezygnować z występów na scenie i poświęcić się wyłącznie swej pasji - malarstwu. Muzyczną ciszę wokół swojej osoby przerwała tylko dwa razy: wydając w 2007 r. album „Shine" z piosenkami zainspirowanymi wojną w Iraku i występując gościnnie na płycie Herbiego Hancocka „River: The Joni Letters" i jednym z koncertów promocyjnych.

Zobacz na Empik.rp.pl

Odpowiedź fanów była entuzjastyczna. „Shine" była najchętniej kupowaną płytą artystki od czasu bestsellerowego albumu „Hejira" (1976). Natomiast za „River: The Joni Letters" otrzymała razem z Herbie Hancockiem prestiżową nagrodę dla Albumu Roku. A zaśpiewała tylko w jednej piosence, jazzowej wersji „The Tea Leaf Prophecy (Lay Down Your Arms)" po raz pierwszy wydanej na płycie „Chalk Mark in a Rain Storm". Od tego czasu pojawia się rzadko w telewizji, czasem udzieli wywiadu amerykańskiej bądź kanadyjskiej prasie.

Joni Mitchell wielokrotnie podkreślała, że nie ma już siły zmagać się z komercyjnym show-biznesem. Choć nigdy nie podała tego jako powód wycofania się, można się domyślać, że po czterdziestu latach tworzenia znaczących dzieł, zapragnęła poświęcić się malarstwu. Najpierw z upodobaniem ilustrowała swoje albumy, potem przygotowywała całe wystawy swoich dzieł. Do tego można dodać problemy zdrowotne, w tym objawy rzadkiego „syndromu Morgellonów".

Roberta Joan Anderson (nazwisko Mitchell ma po mężu) urodziła się w Kanadzie 7 listopada 1943 r. Po stronie matki ma korzenie szkockie i irlandzkie, po stronie ojca norweskie i lapońskie. Joni wspominała, że tak jak w innych domach czytało się Biblię, jej matka czytała jej Szekspira. Od najmłodszych lat przejawiała talent malarski, a od siódmego roku życia uczyła się grać na fortepianie. Był to klasyczny repertuar: Chopin, Beethoven, Debussy, Ravel, Strawiński. Jednak jej nauczyciel zauważył, że ma tendencję do grania własnych nut ze słuchu.

W 1951 r. padła ofiarą ostatniej epidemii polio w Kanadzie przed wynalezieniem szczepionki. Walcząc z chorobą w szpitalu zaczęła śpiewać i to dość głośno, by ćwiczyć płuca.

Nauczyciel sztuki miał powiedzieć jej kiedyś: „Kto potrafi malować pędzlem, ten może też malować słowami". Ta sentencja zapadła jej głęboko w pamięci. Matka kupiła jej ukulele, za którym to instrumentem nie przepadała, ale opanowała sztukę gry w folkowym stylu. Sama nauczyła się grać na gitarze słuchając instruktażowej płyty Pete'a Seegera i ćwicząc z poświęceniem. Uwielbiała rock and rolla. Zaczęła też pisać wiersze.

Na początku lat 60. występowała w klubach i kafejkach Calgary, Toronto i Ontario. Pierwszy płatny występ dała w Saskatoon 31 października 1962 r. Pięć lat później podpisała kontrakt nagraniowy z wytwórnią Reprise i w 1968 r. ukazał się debiutancki album „Joni Mitchell". Śpiewała początkowo folkowe ballady w stylu Boba Dylana. Już druga płyta „Clouds" osiągnęła status „złotej" w USA. Kolejne „Ladies of the Canyon" i „Blue" pokryły się platyną, ale głośno zaczęło się o niej mówić dopiero, kiedy ukazał się album "Court and Spark" nagrodzony podwójną „platyną". Przełomowa w jej stylu okazała się „Hejira" (1976 r.) nagrana z udziałem genialnego, młodego basisty Jaco Pastoriousa.  Od tamtej pory Mitchell stale współpracowała z jazzmanami.

Kiedy legendarny basista i kompozytor Charles Mingus usłyszał jej kolejną, koncertową płytę „Don Juan's Recless Daughter", na której wystąpił Pastorius, perkusista Don Alias i saksofonista Wayne Shorter (obaj z grupy Weather Report), zaproponował jej współpracę przy musicalu „Four Quartets" wg T.S. Eliota. To spotkanie okazało się kolejnym artystycznym przełomem w jej karierze. Już po śmierci basisty ukazał się album „Mingus" (1979 r.) zawierający piosenki z jego muzyką oraz inspirowane jego kompozycjami m.in. słynną „God Must Be A Boogie Man". Na fortepianie zagrał tu Herbie Hancock, na saksofonie ponownie Wayne Shorter i na basie Jaco Pastorius. Była to najbardziej jazzowa płyta w karierze Joni Mitchell. Na koncertowym albumie „Shadows and Lights" zagrali: gitarzysta Pat Metheny, saksofonista Michael Brecker, pianista Lyle Mays i Pastorius. Chociaż miłośnicy jazzu stylu byli wniebowzięci, sprzedaż płyt artystki spadała. Wartość artystyczna nagrań nie po raz pierwszy rozmijała się z popularnością.

Po zmianie wytwórni z Asylum na Geffen, Joni Mitchell zaczęła wplatać w swoją muzykę elementy rocka i popu. Album „Chalk Mark in a Rain Storm" (1988) zawierał atrakcyjnie zaaranżowane, melodyjne piosenki, których do dziś słucha się z zaciekawieniem. A jednak sukcesu komercyjnego nie odniosły. Artystka wchodziła do studia coraz rzadziej. Największym powodzeniem cieszyła się płyta „Both Sides Now" (2000). Piosenkę wykorzystano w brytyjskim filmie „To właśnie miłość" („Love Actually"), choć w najsmutniejszym epizodzie. Zagrała tu także sama płyta Joni Mitchell w roli świątecznego prezentu.

Ukoronowaniem twórczości Joni Mitchell był 21. album w jej karierze „Travelogue" zawierający nowe interpretacje piosenek z lat 1966 - 94. Znajdziemy tu hymn generacji Dzieci Kwiatów „Woodstock", społecznie zaangażowane utwory „Amelia" i „Hejira", przejmującą „Sex Kills" czy nostalgiczną „Chinese Café". Orkiestrowe aranżacje napisał do nich Vince Mendoza, z którym współpracowała już przy albumie „Both Sides Now". W nagraniu wzięli udział jej starzy, dobrzy znajomi: Wayne Shorter, pianista Herbie Hancock, organista Billy Preston, trębacz Kenny Wheeler, perkusista Brian Blade i basista Larry Klein. W tym czasie ukazał się również na płycie DVD znakomity, utrzymany w kameralnym nastroju koncert „Painting With Words And Music".

25 września 2007 r. pojawił  się ostatni studyjny album Joni Mitchell z nowymi kompozycjami „Shine". Tego samego dnia miała premierę płyta Herbiego Hancocka „River: The Joni Letters", hołd złożony artystce i przyjaciółce. W rozmowie z „Rz" Hancock wspominał współpracę z nią.

- Pierwszy raz spotkaliśmy się przy nagrywaniu jej albumu „Mingus". Była wtedy bardzo popularną wykonawczynią muzyki folkowej, więc słyszałem o niej. W tym czasie w jej zespole grał już basista z grupy Weather Report - Jaco Pastorius. Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie i opowiedział o tym projekcie. „Właśnie jesteśmy w studio, jest tu Wayne Shorter i brakuje nam tylko ciebie" - powiedział. Byłem tak zaskoczony, że Joni Mitchell nagrywa płytę poświęconą Charliemu Mingusowi, że z ciekawości pojechałem. Poza tym, jeśli Wayne przyjął zaproszenie, nie mogło mnie tam nie być. Wiedziałem, że jeśli w studio zejdą się Jaco i Wayne, to musi wydarzyć się coś wyjątkowego. Pamiętam, że Joni dała nam całkowitą swobodę interpretacji. Ona sama dostosowała się do improwizowanego charakteru nagrania. Nie spodziewałem się tego po niej. Z czasem staliśmy się bliskimi przyjaciółmi.

Jazzowe interpretacje jej piosenek na „River: The Joni Letters" bardzo spodobały się kanadyjskiej artystce. Największym zaskoczeniem była Tina Turner śpiewająca „Edith and the Kingpin". - To jest Tina, jakiej nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, wyciszona i skupiona - podkreślił Herbie Hancock.

Piosenki Joni Mitchell śpiewają niemal wszyscy znaczący artyści. To genialne tematy otwierające przed wykonawcami szerokie pole do własnych interpretacji. Ale jeszcze ważniejsze są jej teksty i ich znaczenie. Słowa Joni Mitchell.

- Po pierwsze jestem malarką, dopiero na drugim miejscu muzykiem - powiedziała o sobie kilkanaście lat temu. Wtedy jeszcze nikt nie spodziewał się, że wielka artystka, której oryginalne nagrania towarzyszyły nam przez cztery dekady, zapowie wycofanie się z show-biznesu. I dotrzyma słowa.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla