Martyna Jakubowicz nie ukrywa, że przyrzekała sobie po premierze płyty „Tylko Dylan", która ukazała się w 2005 roku, nie nagrywać więcej cudzych piosenek. Obietnicę złamała, ale czasami brak konsekwencji jest dla muzyków błogosławiony. Zwłaszcza gdy dostarcza się polskim słuchaczom potężny zestaw przetłumaczonych na nasz język klasycznych już utworów wyjątkowej amerykańskiej autorki i wokalistki.
Jakubowicz podarowała muzyczny prezent Mitchell, która 7 listopada obchodziła 70. urodziny, ale sobie i słuchaczom też zrobiła frajdę. Gdyby zresztą zdecydowała się sprzedawać nowy album bez opisów, zwłaszcza ci, którzy nie znają bliżej Mitchell, nie wiedzieliby, że Jakubowicz śpiewa nie swoje piosenki. Tak dobrze pasują do jej własnej, akustyczno-babskiej stylistyki.
Trudno się dziwić. Słucha Mitchell od chwili, gdy stała się kobietą. Miała wtedy niespełna 17 lat. Najpierw zachwycała się albumem „For The Roses", a potem „Court And Spark". Musiała nasiąknąć klimatem amerykańskiej wokalistki, a na najnowszej płycie dodała od siebie to, co ma najbardziej wartościowego. A jej atutem jest przede wszystkim delikatny, ale jednocześnie pewny swego głos. Wyśpiewuje nim prawdy ważne dla kobiet, ale skierowane do mężczyzn.
„Serce i głowa" to obserwacje chyba wszystkich pań, które miały dłuższą styczność z facetami. Jakubowicz opowiada o tęsknocie za czułością, gdy mężczyznom prawie zawsze chodzi tylko o przyjemność. I po nią przychodzą do kobiet. Wspomnieniem pierwszych miłosnych uniesień, które przytłacza refleksja o przemijaniu, jest „U Chińczyka". Jakubowicz śpiewa z akompaniamentem wiolonczeli i fortepianu o betonie, który zajął miejsce parków i zabytków.